| Sala balowa | |
Zachowane wspomnienia: 100% MOJA HISTORIA TO : Prastara istota
☆ Punkty magii : 715
☆ Liczba postów : 354
Sala balowa Sob 17 Lis - 9:34 | |
| First topic message reminder :To sala, w której co roku odbywa się słynny bal z okazji Święty Dziękczynienia. |
| |
Zachowane wspomnienia: 0% MOJA HISTORIA TO : Królewna Śnieżka
☆ Zwano mnie : Snieżka
☆ Zawód : Najlepsza uczennica w liceum i cheerleaderka.
☆ Punkty magii : 141
☆ Wiek : 18
☆ Liczba postów : 10
Re: Sala balowa Wto 27 Lis - 17:24 | |
| Odkąd Veronica wraz z rodzicami przeniosła się do Storyville co rok uczestniczyli w balu. Była to taka tradycja rodziny Sparkle. Chciała spędzić czas rodzinnie, tym razem rodzice poinformowali ją w dzień balu, że musi jechać sama, bo mają dość dużo spraw do ogarnięcia. Nie trzeba chyba mówić, że dziewczyna była zawiedziona i niezbyt zadowolona z tego faktu, na szczęście miała jednak Corni, która zaproponowała, że wraz z rodzicami podjadą po nią. Oczywiście, że się zgodziła! Dość długo przygotowywała się na ten bal, nie było nawet opcji, by na niego nie poszła. Specjalnie na tę okazję kupiła suknie, którą włożyła tego wieczora. Była długa, przy dole rozłożysta, niczym u księżniczki w kolorach czerni i czerwieni. Elegancko spięła włosy i zrobiła makijaż. Kończyła malować usta szminką, gdy usłyszała samochód. Rodziców nie było już w domu, więc została sama, a dom musiał zostać zabezpieczony. W końcu dziewczyny weszły na salę balową, a Ve rozchyliła lekko usta, bo sala wyglądała naprawdę pięknie, zresztą nie tylko sala, bo i jej przyjaciółka wyglądała zachwycająco. Złapała Corni za rękę i posłała jej ciepły uśmiech. - Odkąd się przeprowadziłam to jestem co rok, tyle, że... z rodzicami, a w tym roku nie mogli przyjść. A Ty za to wyglądasz ślicznie. - Powiedziała, przejeżdżając dłonią po ramieniu koleżanki. Podziękowała grzecznie rodzicom Cornelii za podwózkę i miło spędzony czas, a później nastolatki oddaliły się z godnością i zaczęły bawić się same. Pierwszym przystankiem był bar z napojami bezalkoholowymi. - Może wyhaczymy jakichś przystojniaków. - Rzuciła, odbierając swojego drinka i włożył słomkę do ust, delektując się napojem. Wysłuchała tego, co ma do powiedzenia kobieta i zaczęła klaskać. W pewnym momencie poczuła się dziwnie i zaczęła się zastanawiać, czy ten drink był naprawdę bezalkoholowy. Biegła przez las i odwróciła się za siebie, patrząc czy nikogo za nią nie ma. W pewnym momencie przystanęła na polanie, rozglądając się uważnie, jakby szukając miejsca w którym mogłaby się schronić. Poczuła się zmieszana, właśnie do niej dotarło, że zabłądziła. Nie chciała się jednak poddać, więc poszła szukać dalej. W pewnym momencie przystanęła, zauważywszy drewniany domek. - Halo, czy ktoś tu jest?! - Zawołała, po czym uchyliła drzwi i zerknęła do środka. Nikogo nie było, więc weszła dalej. Znalazła się w jadalni na środku której stał drewniany stół i siedem krzesełek.Złapała się za głowę, która zaczęła ją pobolewać. Otworzyła oczy i pokręciła głową, dopiero teraz dotarło do niej pytanie dziewczyny. Spojrzała na nią jakby zdziwiona, zupełnie jakby zobaczyła ducha. - Ja... Tak, tak mi się wydaje. Zobaczyłam coś dziwnego, nie wiem, czy to ważne. Zastanawiam się, czy w tych napojach na pewno nie ma alkoholu, albo jakichś innych substancji wywołujących halucynacje. - Powiedziała i odetchnęła, a chwilę później machnęła ręką, jakby powiedziała najgłupszą rzecz na świecie i uznała, że to nieważne. @Cornelia Thorburn |
| | Zachowane wspomnienia: 0% MOJA HISTORIA TO : Sabrina nastoletnia czarownica
☆ Zwano mnie : Sabrina
☆ Zawód : uczennica
☆ Punkty magii : 142
☆ Wiek : 17
☆ Liczba postów : 25
Re: Sala balowa Wto 27 Lis - 23:42 | |
| Chciałaby mieć taką tradycję w swojej rodzinie. Ona nigdy nie brała pod uwagę. Poza tym była też kwestia tego, że ojciec wcześniej dużo pił i nie potrafił się zachować. Czasem nawet rodzice nie szli, bo to nie tak, że rok w rok musieli uczestniczyć. Ostatecznie nie miała do nich żalu, bo też jej specjalnie nie ciągnęło. Chociaż może było tak dlatego, że nigdy nie była? Przekona się niedługo. - Zazdroszczę. Ja jestem pierwszy raz - uśmiechnęła się do niej i ścisnęła mocniej jej dłoń, gdy przyjaciółka ją złapała. - Także mów mi jak zachowam się nie tak. Nie przywykłam do wykwintnego towarzystwa.
Nie ma co się dziwić, pochodziła ze średniozamożnej rodziny i nie miała okazji, by na takich balach bywać. Czuła się nieco skrępowana. Wszyscy dookoła wyglądali niesamowicie, a atmosfera była nie do opisania. Ona, szara myszka na salonach. Kompletne zaskoczenie. - Ty jeszcze ładniej - przyznała, gdy już omiotła ją całą wzrokiem. Wystroiła się jak choinka na Boże Narodzenie. Pasował jej taki styl, spokojnie mogła być taką Damą, która co tydzień urządza bale. Do Cori nie bardzo pasował ten styl. Jakaś spódniczka to jeszcze, ale nie aż tak wytworny strój jak miała dzisiaj. Wydawało jej się, że wygląda trochę komicznie. Miała wrażenie, że to będzie dobry wieczór. Może skończyć się jako babska zabawa, ale jej to całkowicie nie będzie przeszkadzać. - Ty może wyhaczysz, ale ja raczej wątpię - zaśmiała się i ups, czyżby kompleksy się w niej odzywały? Może nie do końca, ale na pewno uważała, że jej przyjaciółka jest ładniejsza i jeśli ktoś zwróci uwagę to właśnie na nią. Nie żeby miała z tym problem, po prostu była świadoma faktów. - Poza tym nie wiem, czy znajdziemy przystojniaków w naszym wieku. Rozejrzała się i może było kilka twarzy ze szkoły, ale wszyscy byli zajęci sobą i swoim towarzystwem, więc nie była pewna, czy powinny podchodzić. A potem nastąpiło przemówienie i ta cała wizja. - Ja też coś zobaczyłam - zmarszczyła brwi, zastanawiając się jak to się stało, że obie nagle to coś poczuły. Spojrzała na swojego drinka i powąchała, czy aby nie ma w nim alkoholu. Wydawał się czysty. - Chyba nie... zresztą kto by chciał licealistkom dorzucać tabletkę gwałtu? - zapytała z rozbawieniem, bo sam pomysł wydał jej się absurdalny. W międzyczasie złapała kontakt wzrokowy z Olivierem, któremu pomachała. Niedaleko stał też Noel, więc i z nim się przywitała, korzystając z tej chwili. Rozmawiali chyba z gospodarzem, więc nie zamierzała im przeszkadzać. @Veronica Sparkle @Olivier Vanberg @Noel Vanberg |
| | Zachowane wspomnienia: 0% MOJA HISTORIA TO : Mulan
☆ Zwano mnie : Shan Yu
☆ Zawód : makler giełdowy
☆ Punkty magii : 133
☆ Wiek : 29
☆ Liczba postów : 6
Re: Sala balowa Sro 28 Lis - 9:13 | |
| @BILLY MILLSWizja była na tyle dziwna, ale też niepokojąca, że aż Aki wycofał się, zostawiając tym samym władzę dla Yuuto. To się bardzo rzadko zdarzało, było również tak nagłe, że nawet ojciec chłopaka nie zauważył zmiany. Przynajmniej póki co nie zauważył. Wiedziony naglącą potrzebą, by uspokoić nie tylko samego "siebie", ale również Akiego ruszył przed siebie, na tyle ile to było możliwe przez innych ludzi. Zostawił za sobą swego ojca, który jeszcze tego nie zauważył. Chciał minąć jedną kobietę, ale przez to, że ona nagle zmieniła kierunek gdzie chciała iść, on sam wpadł na kogoś innego. Biedny Mills stał się na tą chwilą wrogiem, kimś kto stoi na drodze dla Yuuto, a to nie było akceptowalne. Irytacja, która lada chwila mogła przerodzić się w gniew. W oczach maklera tliło się coś jeszcze, ale równie niepokojącego. Miał być miły i uprzejmy? No to inna osobowość. Nie ta chwila. Może kiedyś, ale nie teraz. - Czy ty drwisz sobie ze mnie tym uśmiechem? Czerwony krawat wygląda jakby przecięli ci tętnicę szyjną i broczysz krwią. To niestosowne. - odsunął się by minąć mężczyznę i jak najszybciej wyjść z sali. Nie ważne, że zostawił ojca, to się potem wyjaśni. Teraz potrzebował spokoju i samotności. |
| | Zachowane wspomnienia: 0% MOJA HISTORIA TO : Mulan
☆ Zwano mnie : Cri-Kee
☆ Zawód : Trener wokalny
☆ Punkty magii : 132
☆ Wiek : 23 lata
☆ Liczba postów : 8
Re: Sala balowa Sro 28 Lis - 12:10 | |
| Całą swoją uwagę skupił na Yue - to ją jedyną kojarzył z widzenia, gdy zawsze pojawiał się na posterunku wśród innych bandziorów. To właśnie ona ratowała go z każdej beznadziejnej sytuacji, wiedząc, że znów znalazł się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie. Miał cichą nadzieję, że i tym razem mu wybaczy. Zupełnie nie spodziewał się gwałtownego ruchu ze strony nieznajomej, która w ciągu ułamka sekundy znalazła się tuż obok niego i chwyciła go za ramię. Ciemne oczy Chińczyka powędrowały na jej zimną twarz - kobieta mogła dojrzeć w nim nutę przerażenia, zmieszanego z zaskoczeniem. Dlaczego to zrobiła? Czy czuła w nim jakiekolwiek zagrożenie? To tylko szampan. Nie wino, nie inna kolorowa breja. Bezbarwna ciecz, która szybko wyschnie. Chyba. - Prze-przepraszam... - bąknął raz jeszcze, patrząc nieznajomej w oczy, a gdy go puściła, uniósł dłoń do ramienia, by je delikatnie rozmasować. Jak na płeć piękną to miała całkiem pewny chwyt. Słysząc miły dla ucha głos pani Belfrey, zerknął w stronę podestu i chwycił pusty już kieliszek po szampanie w dwie dłonie. Wsłuchiwał się w jej słowa z wyraźnym skupieniem, a następnie... Poczuł coś dziwnego. Miał wrażenie, jakby znowu śnił - był małą, drobną istotą, zamkniętą w złotej klatce. Przerażone stworzenie, trzymające się za drogie pręty, pragnące wydostać się z więzienia. Na zewnątrz panowało zamieszanie. Klatka bujała się delikatnie to w jedną, to w drugą stronę, trzymana przez kogoś większego. Jakiegoś... Wielkoluda. Zaraz, chwila, starszą panią? Myśl urywała się w momencie, gdy ta krzyknęła "On zdecydowanie przynosi szczęście!". Nie zauważył tylko, że podczas tej dziwacznej wizji nagle przemieścił się na drugi koniec sali, wpadając na nieznajomą posturę rozzłoszczonego już jegomościa, który pędził przed siebie by wyjść z sali. Mogłeś nie opuszczać czterech kątów domu, Xi. @Akihide Yuuto Kuroda @Dara Watson |
| | Zachowane wspomnienia: 0% MOJA HISTORIA TO : Kraina Lodu
☆ Zwano mnie : Olaf
☆ Zawód : kucharz w rodzinnym hotelu
☆ Punkty magii : 140
☆ Wiek : 21
☆ Liczba postów : 15
Re: Sala balowa Sro 28 Lis - 14:21 | |
| Z początku Olaf nie miał zamiaru przychodzić na przyjęcie - zwykle miał już dosyć hotelu, w końcu tam pracował. I jasne, że lubił swoją robotę, kochał gotować i zdecydowanie było to coś, co mógłby robić do końca życia i co nigdy by się mu nie znudziło, ale... czasem wolał po prostu odpocząć od rodzinnego biznesu. W pewnym momencie jednak, siedząc w domu przez telewizorem, uznał, że mógłby ten dzień spędzić inaczej, a wieczór niekoniecznie musi oznaczać wygodne łóżko, telewizję i piwko, więc ogarnął włosy (prysznic brał po powrocie z pracy, więc włosy były trochę wilgotne i w nieładzie), ubrał się, pomalował oczy niezbyt mocną kreską i poszedł w miasto (czyt. na salę balową hotelu). Rozejrzał się po znanych sobie twarzach, próbując kogoś wyczaić, kto akurat mógłby być sam i potrzebować jego ciepła towarzystwa, i takim sposobem w końcu wypatrzył w tłumie gości rudzielca. Rudzielec miała na imię Elspeth, a pomimo że może nie byli jakimiś wielkimi przyjaciółmi, to jednak kojarzył ją nieco bardziej, niż z widzenia. Postanowił więc do niej podejść, chwilę później wyrastając za plecami dziewczyny z dwoma kieliszkami wina w dłoniach (nie za blisko jednak, żeby jej nie wystraszyć i żeby nie wylała mu tego wina w odruchu obronnym). - No cześć, rudzielcu - żadna dyskryminacja, skąd! Olaf uwielbiał rudych! Wyciągnął jedną dłoń z kieliszkiem w jej stronę. - Napijesz się ze mną? Przyszedłem w sumie spontanicznie i nie do końca wiem, gdzie się podziać. - wzruszył ramionami ze słodkim uśmiechem. Ubrany był w ciemnozielony garnitur, dość ładnie komponujący się z oczami Bałwanka, a na jego szyi wisiał śnieżnobiały krawat, może trochę niechlujnie zawiązany, ale zawsze! @Elspeth Hamilton |
| | Zachowane wspomnienia: 0% MOJA HISTORIA TO : Jaś i Małgosia
☆ Zwano mnie : Jasiem
☆ Zawód : Kelner
☆ Punkty magii : 146
☆ Wiek : 20
☆ Liczba postów : 17
Re: Sala balowa Sro 28 Lis - 15:08 | |
| Przyszedł co prawda odrobinę spóźniony, ale miał na to bardzo dobre wytłumaczenie - zrobienie jedzenia dla takiego tłumu ludzi zajmuje trochę czasu, a jako kelner w rodzinnym biznesie został przymuszony do pomocy w tej ważnej uroczystości. Pizzeria i tak była zamknięta, w końcu nikt by tam nie przyszedł, skoro mają to samo za darmo na balu. Na dobrą sprawę zastanawiał się, czy nie powinien wykręcić się zmęczeniem lub innymi "ważniejszymi" obowiązkami, ale koniec końców wypadałoby, aby na balu pojawił się chociaż jeden Zimmer. Pech chciał, że po drodze minął już co najmniej dwójkę członków rodziny i aż pożałował, że nie wybadał wcześniej kto zamierzał przyjść. Teraz na wycofanie się było już za późno i musiał tu chwilę posiedzieć, ale co było w tym wszystkim najgorsze - nie umówił się z nikim szczególnym, nie miał nawet ewentualnej partnerki do tańca. W męskiej toalecie sprawdził jeszcze, czy w pośpiechu nie popsuł swojego wizerunku, ale całokształt prezentował się naprawdę nieźle. Czarny, szyty na miarę garnitur leżał na nim idealnie, kontrastując z białą koszulą, której rękawy spięte były pozłacanymi mankietami. Poprawił jeszcze tylko ciemną muchę ze złotymi rysunkami gwiazd, dłonią przeczesał włosy i powolnym krokiem udał się w kierunku głównej sali. Widział całą masę znajomych twarzy, nawet jeśli niekoniecznie pamiętał imiona każdej jednej napotkanej osoby. Witał się z wieloma osobami, począwszy od gospodarzy pani Belfrey i pana Vanberga, kończywszy na zupełnie obcych osobach, którzy prawdopodobnie (oby) kojarzyli go tylko z pizzerii Zimmerów. Zgarnął od kelnera kieliszek z szampanem, zamierzając symbolicznie wypić zdrowie wszystkich tu zgromadzonych - nie był tylko pewny, czy ktoś nie przyczepi się do tego, że w świetle amerykańskiego prawa nie powinien w ogóle po ten alkohol sięgać. Mimo wszystko było to wielkie wydarzenie i nikogo dzisiejszego dnia takie pierdoły obchodzić nie powinny, ale jak to z ludźmi bywa - pierdoły lubią pierdoły. |
| | Zachowane wspomnienia: 0% MOJA HISTORIA TO : Królowa Śniegu
☆ Zwano mnie : Kai
☆ Zawód : uczeń
☆ Punkty magii : 32
☆ Wiek : 18
☆ Liczba postów : 10
Re: Sala balowa Sro 28 Lis - 18:13 | |
| Tak jak należało się spodziewać, kuzyn próbował odwracać kota ogonem i wypytywać go czy zamyka szafę na klucz. Czy Noel zamyka szafę na klucz? Nawet jeśli zamyka, Olivierowi nic do tego. Noel miał święte, niezbywalne prawo zamknąć SWOJĄ szafę na klucz. Niekoniecznie tą szafę, w której mieściły się ciuchy, ale tak przykładowo szafę, w której trzymał w ukryciu swoje najcenniejsze egzemplarze szklanych kul. To bardziej możliwe. Nie chciałby, żeby ktoś ukradł albo zniszczył jego skarby. A gdyby miał kaprys zamknąć na klucz także szafę z ubraniami, to prędzej wyrwałby drzwiczki z zawiasów, żeby dostać się do ubrań niż przylazł na bankiet w byle jakim łachu. Tyle w temacie kluczy i szafy. Miał to i owo wytłumaczyć o szafie swemu rozmówcy, kiedy dziadek. @Alfred Vanberg wtrącił się do konwersacji i ostro zganił Oliviera. Oberwało mu się nie tylko za skandaliczny strój, ale i nieciekawe maniery przy stole. Podczas gdy Vanberg - senior ochrzaniał @Olivier Vanberg, Noel słał kuzynowi pełne samozadowolenia spojrzenia. Mówiłeś coś?Nie warto zadzierać z dziadkiem. Bo nie dostanie się kieszeniowego. Straci się prawo do deseru przy następnej rodzinnej kolacji. Czy co tam jeszcze narzuci w ramach kary kochany dziadek. Zachowanie i osobowość Oliviera prowokowała do przemyśleń czy za kilka lat nie pójdzie on w ślady tego zdrajcy Lance'a Vanberga. Lepiej żeby historia się nie powtórzyła. Dziadek nie przeżyłby kolejnej zakały rodu. WRACAJĄC do wydarzeń z odsłanianiem tablicy upamiętniającej założycieli miasta. Wieko spadło, zaś Noel... Zamrugał. Otrząsnął się. Dziewczynka? Jaka dziewczynka? Nie znał żadnych dziewczynek rozpaczających nad rozbitym kubkiem. W życiu nie widział także tej staroświecko wyglądającej kuchni z starym piecem i ręcznie dzierganym obrusem. Skąd to się w ogóle wzięło w jego głowie? Potarł czoło, jak człowiek, który odkrył, że ma do rozwiązania nie lada dylemat. Nie lada problem. Matematyczną zagadkę ze skomplikowanymi wzorami i równaniami. No, coś w tym stylu. - Co to było? - mruknął, bardziej do siebie niż do stojących obok członków rodziny. Obrazek kuchni i przebywającej w niej dziewczynki zaniepokoił go dużo bardziej niż byłby skłonny to głośno przyznać. Czyżby przypomniał mu się fragment zasłyszanej niegdyś historii, kawałek jakiegoś filmu? Oby tak było. Nie chciał nawet nie myśleć, że wizje nie z tego świata zapowiadały początek choroby umysłowej. Rozejrzał się, po czym z konsternacją stwierdził, że w pobliżu znajduje się parę osób o dość nietęgich minach. Nie wiadomo czy była to reakcja na nieudany występ Belfrey czy powodem nietęgiej miny były podobne doświadczenia, jak u Noela. Zerknął na Oliviera, zastanawiając się czy nie zapytać go wprost o scenkę z dziewczynką i kubeczkiem. Nie miał stuprocentowej pewności, że Olivier widział coś podobnego. Równie dobrze mógł zobaczyć coś zupełnie innego. O ile w ogóle coś zobaczył. W najlepszym przypadku Olivier uzna, że Noel po prostu zgrywa się, w najgorszym zostanie przez niego uznany za głupka opowiadającego niestworzone historie. Istniało jeszcze jedno racjonalne wyjaśnienie owego incydentu. Ktoś rozprowadził w powietrzu środek wywołujący halucynacje. Noel na wszelki wypadek pociągnął nosem. Nie, nic nie czuł. Może to coś bezwonnego... albo dosypano jednak czegoś do żarcia. Środki halucynogenne częściej występowały, a co za tym idzie były łatwiej dostępne w postaci stałej, bądź płynnej niż gazowej. Cokolwiek to było, miało słabe i krótkotrwałe działanie. Zawroty głowy ustały równie nagle, jak się zaczęły. Powróciła pełna jasność umysły oraz koordynacja wzrokowo - słuchowa. Noel mógł spokojnie powiedzieć, że czuje się znakomicie. Bardzo dobrze. Jak gdyby nie doznał narkotycznych halucynacji. Prawdopodobnie narkotycznych halucynacji poprawił się w myślach. Wciąż nie był niczego pewien. Chyba wypadałoby ostrzec gości przed jedzeniem i piciem. Jeśli były to halucynogeny, najlepiej ewakuować salę. Goście uciekliby z hotelu, a wielka uroczystość w pełni przekształciła w totalną katastrofę. - Przymknij się Olivier - poradził Noel @Olivier Vanberg. Tak życzliwie poradził. Z czystego odruchu serca. Kuzyn paplał w najlepsze, chyba nie zdając sobie sprawy, że ta paplanina może doprowadzić do eksplozji dziadka. Olivier powinien mu dziękować za ratowanie skóry. - Niezły bajzel. Wątpię, żeby dało się skleić super klejem - powiedział, wskazując rozbite wieko. Niech @Alfred Vanberg i @Olivier Vanberg oderwą się od dyskusji o uroczystych strojach i nudnych przemówieniach, a skupią na bardziej naglącym problemie. Co zrobimy z tą "małą" wpadką @Helen Belfrey? Przemilczał wizje i halucynacje. Z gośćmi nie działo się nic złego, więc tym bardziej nie chciał wyjść na panikarza. W międzyczasie dostrzegł sylwetkę @Cornelia Thorburn i odmachał jej przyjaźnie ręką. |
| | Zachowane wspomnienia: 0% MOJA HISTORIA TO : Merida Waleczna
☆ Zwano mnie : Merida
☆ Zawód : freelancerka
☆ Punkty magii : 141
☆ Wiek : 20 lat
☆ Liczba postów : 4
Re: Sala balowa Sro 28 Lis - 23:30 | |
| @Olaf MillsElspeth sama nie wiedziała, co tu tak właściwie robiła. Pewnie, mogła siedzieć w domu i oglądać po raz kolejny ten sam film akcji, czy wyciskacz łez, jednocześnie jak głupia strzelając w środku mieszkania z łuku albo biegać na golasa po pokojach, śmiejąc się szaleńczo sama do siebie i potrząsając rudą grzywą zarówno jak i na górze, jak i na dole. Pewnie, mogła to wszystko zrobić. Ale kiedy tylko słuchy ją doszły o balu organizowanym w hotelu Neverland, wiedziała doskonale, że tego sobie nie może odpuścić. I to wcale nie dlatego, że była taką super fanką tych wszystkich rodzin, czy to medycznych Vanbergów, którzy mogliby sobie wsadzić te zawszone stetoskopy czy inne pałki w tyłki, czy to omamionych mamoną Belfreyów, grzejących stołki tłustymi dupskami, czy to tej podrabianej rudej, farbowanej naśladowczyni, tfu, pannę od pizzy, jędzy od siedmiu boleści, plotkary nad plotkarami, która prędzej wyrwałaby sobie język, niż odpuściła sobie przerobienie jakichś zasłyszanych wieści, z których odwalano potem całkiem niezłe afery (i chociaż Elspeth uwielbiała patrzeć na dramy), a nawet konflikty na śmierć i życie. Taaa, rudej zdecydowanie nie znosiła i z wielką przyjemnością pożyczyłaby rękawice od Vanbergów, by pobawić się w proktologa na tej rudej. Albo zaszczepić ją HIVem, jeden kij. No, ale na bal się wybrała, bo uwielbiała zabawę. Darmowy alkohol, darmowe żarcie, okazja wbicia się w super kieckę? Elspeth biegnie, pędzi, potyka się o swoje nogi, ale już prawie leci, walcząc z burzą włosów, by jakoś wyglądały, koniec końców jednak sobie odpuszczając i pozwalając im żyć własnym życiem, a następnie prawie wbijając sobie zalotkę do oczu i mażąc gałki na czarno eyelinerem, by w końcu wypaść z łazienki ubrana na bóstwo, za ostatnie oszczędności zamówić taksę i wejść na przyjęcie z przyklejonym uśmiechem, szybko odnajdując się przy barze z alkoholami. W momencie, w którym podszedł do niej Olaf, miała już kilka drinków "na odwagę". No co mogła poradzić, że czuła się, jak jakieś brzydkie kaczątko w swojej ołówkowej (to jest, po prostu, obcisłej i przylegającej) sukience w kolorze butelkowej zieleni i tym swoim morzu piegów, które nie chciały schować się pod żadnym podkładem? Ale przynajmniej miała jedzenie... Obróciła się gwałtownie, kiedy usłyszała za sobą głos i otworzyła lekko usta, by po chwili uśmiechnąć się w szeroko i unieść brew. - No proszę, proszę, blondas we własnej osobie! - rude jest wredne. Rude napojone alkoholem jest wredniejsze. Rude napojone alkoholem i czujące się niepewnie w cholerę jest milutkie jak kolec kaktusa wbity w krocze. No, chyba, że ma przed sobą swojego kumpla lub przyjaciela. Elspeth nigdy nie umiała rozróżnić właśnie tej granicy. - Pytasz się, czy się z tobą napiję? Przecież do alkoholu to ja pierwsza. No, dobra, może nie pierwsza, ale nie odmówię. Z grzeczności, rzecz jasna - powiedziała nader oczywistym tonem, kiwając przy tym głową jak jakiś, kurde, znawca, a następnie znowu się uśmiechnęła, przejmując od mężczyzny kieliszek i upijając solidny łyk. - Doskonale cię rozumiem. Sama czuję się jak jakiś Kopciuszek czy inna Śnieżka pomiędzy całą tą śmietanką towarzyską, ale, hej, mają tu naprawdę dobre przekąski i moje serce topnieje. A jak oboje wiemy, dla niektórych rzeczy warto się roztopić.Puściła mu oczko, upijając kolejny łyk wina i odgarnęła lok za ucho, rozglądając się nie tak wcale dyskretnie po sali, raczej wgapiając się w każdego, kogo napotkał jej wzrok. - No, ale teraz masz mnie, więc opowiadaj co tam u ciebie! Dawno się nie widzieliśmy i nawet ostatnio się zastanawiałam, co z moim ukochanym blondaskiem, ale jakoś tak nie było okazji do rozmowy. Opowiadaj, opowiadaj, wszystkie dramy, afery, dawaj, zabawię się dzisiaj w rudą jędzę. To jest, w naszą ukochaną Cordelię Zimmer. |
| | Zachowane wspomnienia: 0% MOJA HISTORIA TO : Rodzina Vanberg
☆ Zwano mnie : Surowy dziadek
☆ Zawód : Ordynator szpitala
☆ Punkty magii : 6
☆ Wiek : 90
☆ Liczba postów : 6
Re: Sala balowa Czw 29 Lis - 2:51 | |
| Alfred postanowił, ze nie będzie więcej czasu tracił na swoje wnuczęta, które na każdym kroku go denerwowały i kompromitowały, a postanowił zająć się tą sprawą. Podszedł szybkim krokiem do podestu, gdzie @Helen Belfrey stała oszołomiona i ktoś musiał ją wybawić z opresji. - Moi drodzy, bardzo was przepraszamy za ten mały incydent. Na całe szczęście nikomu się nic nie stało, a ekipa zajmuje się sprzątaniem. Możemy wrócić do zabawy!- spojrzał wzrokiem na @Hiram Mills, który zagonił ludzi do ogarnięcia tego. Sam Alfred odszedł na bok z Helen, która zaczęła się powoli uspokajać. Gdzieś między ludźmi kręciła się @Cordelia Zimmer czuwając, zeby nikt nie był głodny! |
| | Zachowane wspomnienia: 0% MOJA HISTORIA TO : Dziewczynka z zapałkami
☆ Zwano mnie : Dziewczynka z zapałkami
☆ Punkty magii : 142
☆ Wiek : 16
☆ Liczba postów : 9
Re: Sala balowa Czw 29 Lis - 8:21 | |
| Właściwie nie miało jej tutaj być. Nie. Lepiej. Ona nie powinna być tutaj, a wciąż tkwić w łóżku, szczelnie okryta kołdrami i z kubkiem parującej herbatki ziołowej. Ewidentnie była chora i kiedy tylko zobaczą ją tu rodzice lub babcia, z pewnością nie będzie taryfy ulgowej, ale nie mogła postąpić inaczej. Pech chciał, że wystarczyła jej odrobina zimna, przeciągu czy kichanie ludzi dookoła i sama szybko podłapywała przeróżne choróbska. Dziś jednak był wyjątkowy dzień i pokonana przez zarazki czy nie, stawić się musiała. Oczywiście odczekała aż cała rodzina opuści dom, dopiero wtedy sama mogła zacząć się szykować. Poprawiła delikatnie wygląd swojej twarzy; ukryła dołki pod oczami i zaczerwieniony nos, wyszukała w szafie jej ulubioną, elegancką sukienkę - długą do kolan, o rękawach przed łokcie, dopasowaną w talii i dalej się rozszerzającą o subtelnym kremowym kolorze zdobionym kwiecistymi wzorami. Włosy miała rozpuszczone, wpięła w nie tylko ozdobną spinkę w kształcie drobnych różyczek, a na stopy nałożyła brązowe koturny, które pozwolą jej choć trochę zamaskować niski wzrost. Przed wyjściem kilka...naście razy dokładnie się sobie przyjrzała w lustrze. Chciała wyglądać naturalnie, ale i nieco ładniej niż na co dzień. Bo nie szła do byle jakiego miejsca. Nie spotka tam tylko swoich znajomych i rówieśników. Będzie tam ktoś taki, o kim sama myśl wywoływała rumieńce na jej twarzy. I było to nieprzyzwoite. Tak nie wypadało! Do sali balowej weszła już w trakcie przemówienia babci. Od razu zrobiło jej się cieplej na sercu, wszelkie objawy przeziębienia zniknęły i przemykając po sali w kierunku mównicy, wychwyciła jedne z jej ulubionych buziek w tym mieście, @Olaf Mills w ognistym rudowłosym towarzystwie oraz @Olivier Vanberg, do którego posłała uśmiech pełen wsparcia na widok - z całą pewnością - przemiłej, rodzinnej pogawędki z dziadkiem. Ale to nie ci panowie w tym momencie zaprzątali jej myśli. O nie, nie. Robił to ktoś znacznie starszy. Ktoś, kim nierozsądnie było sobie zawracać głowę, bo wszakże każda mądra kobieta trzymałaby się od niego z daleka, ale czy zbrodnią było fantazjować? Tego nikt nie mógł jej odebrać. @Hiram Mills, jego posiwiałe włosy były dla niej tak charakterystyczne, że w tym zgiełku stosunkowo szybko odnalazła go wzrokiem. Patrzyła, obserwowała, na nic więcej nie chciała sobie pozwolić, ale i samo to wystarczyło, by poczuła, że jej twarz płonie żywą czerwienią. Och nie! Spojrzał? Spojrzał czy mi się wydawało? A jeśli tak? Byle prędzej ewakuować się do babci...!Przemówienie dobiegało końca, Marianne sunęła coraz dalej, a szum tworzący się w jej głowie z każdą chwilą się nasilał. I wtedy spadło wieko trumny. Roztrzaskało się na miliony drobnych, sunących po ziemi... ... Płatków śniegu, które oblepiały jej twarz na mrozie. Nie miała czym się ogrzać, chłód przeszywał jej ciało na wskroś. Cienka peleryna nie chroniła w taką pogodę. Głód boleśnie ściskał jej żołądek. Mróz szczypał w palce bosych stóp. I jeden ciepły płomyczek tlił się już resztką sił, a stara kobiecina życzliwie uśmiechała się do niej. - Babciu... Podniesione głosy i zamieszanie wybudziło ją z letargu. Ktoś tracił ją ramieniem na tyle mocno, że miała poważny problem z utrzymaniem równowagi i chwyciła czyjeś ramię, by się podeprzeć. Co tu się właściwie stało? Czyżby gorączka dała się jej aż tak we znaki? To na pewno szok, inaczej tego nie można było wytłumaczyć. Ale co z resztą? Większość zgromadzonych wygląda... Nieswojo. Dlaczego nikt jeszcze nie reaguje? I co z jej babcią? - Babcia - powiedziała cichutko, dochodząc do siebie. - Babciu! - krzyknęła już bardziej zdecydowanie. Czy nic się jej nie stało? Musiała mieć natychmiast pewność! Nie zważając na innych ludzi, ile sił kierowała się do @Helen Belfrey, by upewnić się, że wszystko z nią w porządku. I nie miało już żadnego znaczenia, że dostanie jej się po uszach za wychodzenie w chorobie, bo nigdy nie wybaczyłaby sobie, gdyby... Przecież wszystko jest w porządku. To tylko drobny wypadek, zdarza się. Uspokój się, Ann, to ci w niczym teraz nie pomoże.- Babciu? Wszystko w porządku? - Złapała głowę rodu za dłoń ze zmartwieniem wymalowanym na twarzy, lecz nie zapomniała też o manierach i grzecznie przywitała się z @Alfred Vanberg. Szczerze powiedziawszy, w głębi ten widok ją cieszył. Czy te rodziny naprawdę żywiły wobec siebie tyle zawiści, czy to jedynie na pokaz, może pewnego rodzaju motywacja w rywalizacji i stawaniu się lepszymi dla młodszych pokoleń? |
| | Zachowane wspomnienia: 0% MOJA HISTORIA TO : Kopciuszek
☆ Zwano mnie : Kopciuszek
☆ Zawód : Studiująca pielęgniarka
☆ Punkty magii : 141
☆ Wiek : 21 lat
☆ Liczba postów : 16
Re: Sala balowa Czw 29 Lis - 15:01 | |
| Spóźniona. Mocno spóźniona. Źle, niedobrze, hańba i niedowierzanie! Nic dziwnego, że Eliza, gdy tylko zorientowała się, która godzina, zaczęła w panice biegać po mieszkaniu, przewracając się o stertę butów i prawie rozbijając sobie nos, a następnie ze ślizgiem wbiegając do łazienki. I tak była spóźniona. Niemniej jednak, na bal dotarła. Nieco poobijana, z załatwioną na szybko opiekunką, ale uśmiechnięta i zrobiona na bóstwo. Miała na sobie prostą, długą do ziemi, niebieską sukienkę bez rękawów i włosy upięte w koka, z kilkoma pasmami spływającymi w dół po szyi. Chociaż było to wynikiem jej niedokładności i pośpiechu przy fryzurze, to wyglądały w miarę dobrze, więc nie ruszała już. Ale dotarła. Nie chciała już bardziej zawstydzać swojego dziadka. I chociaż chyba jej wybaczył wpadkę, chociaż pogodziła się ze swoim losem i starała się nawet czerpać z niego to, co najlepsze, to gdzieś, głęboko w jej środku, czaił się ten okropny, palący wstyd. Wstyd, który zagnieździł się w jej sercu i wypalał w niej całą miłość i dumę, jaką żywiła do syna. I choć kochała go bardzo, z całych swoich sił, to ten właśnie wstyd podpowiadał jej, że wszystkim byłoby lepiej, gdyby nie zaciążyła na studiach. Odepchnęła te myśli, uspokajając oddech przed wejściem na salę, a następnie uśmiechnęła się delikatnie, wkraczając do pomieszczenia. Zdążyła pokonać tylko połowę drogi do swojego dziadka, kiedy to, jakby mogło się zdawać, poczuła się, jakby ktoś ją uderzył w głowę. Oddech uwiązł jej gdzieś w gardle, przytłaczając głos, a oczy otworzyły się tak szeroko, jak jeszcze nigdy wcześniej, gdy jej własny umysł wciągnął ją w pułapkę. Znajdowała się w lesie, biegnąc przed siebie, jeszcze w niebieskiej sukni balowej, jeszcze wystrojona, jeszcze z oboma pantofelkami na stopach. Biegła, jakby sam diabeł ją gonił, ale na jej twarzy nie widać było przerażenia, czy też smutku. Blond włosy zafalowały za nią, gdy nagle potknęła się, a tasiemka spinająca kosmyki rozwiązała się, upadając na ziemię. Gdy podniosła się z ziemi, już była w swojej starej, potarganej sukni, już skończył się czar, już prysł. Nie czuła złości. Nie czuła smutku. Czuła przedziwny spokój, bo wyszła spotkać swoje marzenie, spełniła je, teraz tylko musiała znaleźć nowe. Schyliła się, podnosząc tasiemkę z ziemi, dopiero teraz zauważając, że zgubiła bucik - pewnie jej spadł, gdy się potknęła. Obróciła się, żeby go podnieść, kiedy to zobaczyła go przed swoją twarzą, razem z... - To twoje, panienko?Wypuściła z siebie gwałtowny oddech, kiedy scena zakończyła się i spojrzała na mężczyznę koło niej, który właśnie ją podtrzymywał. Zachwiała się? Szybko przywróciła się do porządku, kiwając głową, że wszystko jest dobrze i podziękowała, oddalając się w stronę głowy rodziny Vanbergów. Co właśnie zobaczyła? Czemu była w jakimś lesie? Co to była za suknia, co to były za buty? A co ważniejsze, kim była osoba, która trzymała jeden z nich? Jak na złość, nie umiała przypomnieć sobie twarzy, którą zobaczyła. Była zamglona, skryta za paroma warstwami szarości, jakby... Wymazana. Kim ten ktoś był? Prędko dotarła do @Alfred Vanberg, uśmiechając się do niego, nadal rozkojarzona, a wręcz zirytowana figlami, jakie płatał jej umysł. Jednak jej dziadek też wydawał się być zatroskany, gdy do niego podeszła, więc uśmiech spełzł jej z twarzy, gdy zobaczyła przyczynę jego zmartwienia, leżącą w kawałkach na podłodze. - Wszystko w porządku, dziadku? - zapytała, dotykając delikatnie jego ramienia, by się nie wystraszył na dźwięk jej głosu i zmarszczyła brwi mocniej. - Komuś się coś stało? |
| | Zachowane wspomnienia: 0% MOJA HISTORIA TO : Czerwony Kapturek
☆ Zwano mnie : Czerwonym Kapturkiem
☆ Zawód : Student/recepcjonista w hotelu
☆ Punkty magii : 155
☆ Wiek : 21 lat
☆ Liczba postów : 15
Re: Sala balowa Czw 29 Lis - 21:17 | |
| @Akihide Yuuto KurodaSzedł przed siebie, bo w tłumie różnych twarzy znalazł tę jedną, której najbardziej szukał, czyli jego ojca, który mignął mu gdzieś, całkiem niedaleko. Uśmiechnął się pod nosem, bo wydawało mu się, że i jego tatusiek go wyczaił i na chwilkę przystanął, być może chciał porozmawiać ze swoim synem. Tak, mogli sobie trochę porozmawiać, pokazać, że nieźle się dogadują, że nie ma kryzysu w rodzinie i wszystko jest okej. Przecież w obecnych czasach wszystko trzeba było udowadniać. Niestety nie było im to dane, bo ktoś miał czelność, by stanąć Billy'emu na drodze. Spojrzał na ludzką przeszkodę z odrobiną podirytowania w oczach, ale uczucie to szybko przerodziło się w zdziwienie, bo najwidoczniej to jego posądzono o takie nieuprzejme zderzenie. I to jeszcze zakwestionowano jego styl i wyczucie gustu! Tak przecież być nie mogło. Nie uważał się, że jakieś modowe guru, ale z całą pewnością nie mógł pozwolić na to, by ktoś mówił, że źle się ubiera, bo nie czuł się tak. Uważał, że całkiem nieźle mu to wszystko wychodzi. – Gdybyś otworzył swoje oczka nieco szerzej, to może byś na mnie nie wpadł – odpowiedział mu. Nie lubił być niemiły dla innych, ale wyznawał zasadę, że jeśli ktoś był niemiły dla niego, to on odpłacał się dokładnie tym samym albo najzwyczajniej w świecie nie tracił energii na takie przekomarzanie się. Prychnął więc jeszcze i zbierał się do wyminięcia ciemnowłosego. |
| | Zachowane wspomnienia: 0% MOJA HISTORIA TO : Piękna i Bestia
☆ Zwano mnie : Gaston
☆ Zawód : Chirurg plastyczny
☆ Punkty magii : 141
☆ Wiek : 51 lat
☆ Liczba postów : 7
Re: Sala balowa Nie 2 Gru - 0:04 | |
| Nie przepadał za sztywnymi bankietami, które miały na celu...no właśnie, co? Nigdy nie rozumiał dlaczego ojciec organizuje eventy dla każdego, dosłownie każdego! Zapraszał nawet tych najbiedniejszych, którzy prawdopodobnie nie wiedzieli jak zachowywać się w towarzystwie z wyższych sfer. Aurelius dostawał bólu głowy, wyobrażając sobie osoby w łachmanach, które przechadzały się tymi samymi korytarzami co on. Gdyby to od niego zależało, to zaprosiłby maksymalnie ludzi z poziomu Zimmerów, nie niżej. Czy to przesada? Cóż, jego zdaniem nie, ale normy społeczne oraz wewnętrzne dobro innych ludzi prawdopodobnie piętnowałyby jego pomysł. Pozostawało mu zrobić dobrą minę do złej gry i udawać porządnego obywatela, który zawsze pomoże w potrzebie, bezinteresownie tracąc czas na nieobchodzące go problemy innych ludzi. Właśnie dlatego został chirurgiem plastycznym - przychodzili do niego ci, którzy chcieli stawać się lepszą wersją siebie, a nie ci, którzy ledwo zipali na skraju życia i powoli witali się z Kostuchą. Jak to on, postanowił się modnie spóźnić do głównej sali. Musiał zadbać o odpowiedni ubiór i uczesanie, poprawiając każdy najmniejszy włosek z dziesięć razy. Sprawdził jak trzyma się jego zarost, zęby oraz dłonie. Kiedy był w stu procentach zapewniony o nieskazitelności dzisiejszej prezencji, mógł pojawić się na święcie dziękczynienia. Po wyjściu z samochodu otrzepał czarny garnitur, ścisnął mocniej czerwony krawat i ruszył na spotkanie z głową rodu Vanbergów. Już naciskał klamkę drzwi prowadzących do głównego zbiorowiska, kiedy uderzyła go niespodziewana fala gorąca. Była ona na tyle obezwładniająca, że momentalnie osunął się na ziemię. Oparł się o najbliższą ścianę, by chwilę potem doznać swego rodzaju omamów. - Gaston! Czy to konieczne? Masz już przecież tyle ozdób! - usłyszał za sobą, kompletnie tracąc koncentrację. Wokół był tylko śnieg, który nieprzerwanie zasypywał kolejne centymetry lasu. Każdy najmniejszy krok, każde naciśnięcie na ukrytą pod białym puchem gałązkę, wywoływało dreszcze na całym jego ciele. Stres... - Ciszej Le Fou, bo cię usłyszą - szepnął, odwracając się na chwilę do towarzysza. To był jego największy błąd. Nie zdążył powrócić do poprzedniej pozycji, a został powalony na ziemię przez ogromne, włochate bydlę. Dalej słyszał krzyk pachołka, warczenie. Musiał reagować. Wyciągnął nóż, by wbić go bestii pod żebra. Pomogło, ale nie na długo. Zdążył doczołgać się do najbliższego pnia, gdy jego oczom ukazała się para świecących ślepiów oraz czarne futro szarżujące prosto na niego... Aurelius krzyknął w przerażaniu, powracając do żywych. Zakrył dłonią usta, uświadamiając sobie co właśnie zrobić, a dopiero po chwili zdołał ogarnąć, że znowu znajduje się zaraz przy sali balowej. Ktoś go słyszał? Oby nie, bo to byłaby kompletna kompromitacja. Odetchnął głęboko, skupiając się na przepływie powietrza przez płuca. To pomagało mu uspokoić głowę jak i ciało. Dopiero później mógł podnieść się z ziemi, a następnie wyjąć lusterko, w którym musiał znów poprawić fryzurę. Następnie wszedł do sali, szukając wzrokiem ojca. Widział parę znanych mu twarzy, dość sporo bachorów i...no właśnie, nareszcie znalazł Alfreda pomagającego pani Belfrey. Podszedł do nich niezwłocznie, kątem oka widząc jak ekipa sprzątająca zbiera szkło ze środka parkietu. -Tato, wszystko w porządku? Coś się stało? Pomóc wam w czymś? - spytał od razu, jak na najlepszego syna przystało. |
| | Zachowane wspomnienia: 0% MOJA HISTORIA TO : Nie ma to jak stracić szansę na majątek, bo jakiemuś typowi zachce się udawać ŚWINIOPASA i poniżyć cię przed całym królestwem...
☆ Zwano mnie : Księżniczką Antonette, spadkobierczynią fortuny.
☆ Zawód : Studentka/Organizatorka przyjęć
☆ Punkty magii : 141
☆ Wiek : 18
☆ Liczba postów : 8
Re: Sala balowa Wto 4 Gru - 18:14 | |
| [1]Najwyraźniej Bóg poruszył niebo i ziemię, bo Henrietta przyszła na imprezę i to samodzielnie. Tak, Henrietta przyszła na imprezę. Ta Henrietta. To nie pomyłka. Tak czy owak musiała coś założyć, żeby nie rzucać się w oczy swoją standardową koktajlówką i jasnym żakietem. Ubrała szarą koronkową sukienkę wieczorową z rozłożystym dołem, szpilki w prostym stylu i z pomocą kilku wsuwek zrobiła z tyłu głowy eleganckiego koka. Klasycznie i dość prozaicznie. Musiała się tu pojawić z przyczyn niezależnych od siebie, więc odjebywanie się jak szczur na otwarcie kanału było bez sensu. Jedna z przyjaciółek poprosiła ją o pomoc w sferze gastronomicznej. Tyle. Chciała załatwić to, co musiała i ulotnić się po angielsku. Weszła w sumie od tyłu, od strony obsługi, więc prawie nikt jej nie widział. Była w budynku pierwszy raz, ale od razu rzuciło jej się w oczy to, jaki jest wielki. Niezła chata jak na taką małą mieścinę. - Mruknęła w duchu i przystąpiła do sprawdzania listy produktów. Osobiście nie uważała się za jakiegoś znawcę. Organizowała tylko kilka przyjęć dla znajomych, ale jak ktoś oczekiwał od niej dobrej rady to czemu nie - jeśli miała choć trochę czasu, mogła się na coś przydać. Wszystko na liście wyglądało dziewczynie naprawdę w porządku. Stan spiżarni też się zgadzał. Jej pomoc nie była tu potrzebna. - Naprawdę nie wiem, po co się tak denerwowałaś. Wiem, że to pierwszy raz, jak się tym zajmujesz, ale serio, wszystko z tej listy jest okej. - Podsumowała krótko, oddając kartkę rozmówczyni. Ta krótko jej podziękowała i przeprosiła za kłopot, a gdy znienacka ktoś doniósł o komplikacjach na przyjęciu, rzuciła jeszcze na odchodnym "Cześć! Do następnego!" i wybiegła w celu zajęcia się nimi. - Moja robota na dziś skończona. - Westchnęła ciężko cichcem. Na co ona w ogóle tu przychodziła? Daremne to. Bez niej laska też dałaby sobie radę. Zza drzwi prowadzących do sali balowej rozbrzmiewała delikatna muzyka jak to na oficjalnych balach. Przynajmniej nie dali jakiegoś hip-hopu albo, co gorsza, techno... Henrietta by chyba sama w sobie stała się kolejną komplikacją, schodząc na zawał. Jedyny taki bal na świecie, gdzie główną atrakcją stałoby się prawdziwe morderstwo i trup. Dotąd nie widziała jeszcze wnętrza sali balowej. Z ciekawości wyjrzała z kuchni, uchylając drewniane drzwi lekko. O co tyle zamiesza-Jej oczy rozszerzyły się w osłupieniu i zachłysnęła się powietrzem. Błysnął jej na chwilę obraz trzech dwórek i jej biegających beztrosko po podwórku. Prawie jak prawdziwy.Potrząsnęła głową, próbując się otrząsnąć. Uuch, nic nie wypiłam, a już mam jakieś omamy. Choć w sumie... Mamy rekonstrukcję historyczną w ten czwartek, pewnie o czymś zapomniałam. Dzięki, droga pamięci. Jak zwykle szwankujesz.Automatycznie pchnęła drzwi, ale nie za mocno, aby przypadkiem nie zwrócić na siebie uwagi. Zdziwienie spowodowało, że na moment zapomniała o nieco spokojniejszym rodzaju wyjścia od strony spiżarni. Spojrzała na potłuczone szkło, po czym ostrożnie odsunęła się na bezpieczną odległość. Nie ruszyła się, by to posprzątać. Kto stłukł, ten niech sprząta. Choćby miała to być ta poczciwa staruszka odstawiona jak choinka na święta. |
| | Zachowane wspomnienia: 0% MOJA HISTORIA TO : Rodzina Belfrey
☆ Zwano mnie : Babunia Helen
☆ Zawód : Honorowy członek zarządu banku
☆ Punkty magii : 3
☆ Wiek : 89
☆ Liczba postów : 3
Re: Sala balowa Sro 5 Gru - 1:15 | |
| To wszystko działo się tak szybko. Helen nigdy nie spodziewała się tego, że próbując odsłonić tablicę, to sciągnie jakieś cholerstwo. Na całe szczęście nie zabiło jej to, ale o mały włos a właśnie miałaby zawał. W jednej chwili podeszli do niej jej bliscy, żeby sprawdzić co i jak, a ten stary kretyn Vanberg dopiero zainteresował się po chwili. Dobrze, że w ogóle to zrobił. Potem spojrzała na swoją wnuczkę @Marianne Belfrey, która sie o nią martwiła. Przytuliła dziewczynę do siebie. - Spokojnie. Nic się nie stało. Już spokojnie, kochanie.- uśmiechnęła się, całując wnuczkę w policzek. |
| | Zachowane wspomnienia: 0% MOJA HISTORIA TO : Rodzina Vanberg
☆ Zwano mnie : Surowy dziadek
☆ Zawód : Ordynator szpitala
☆ Punkty magii : 6
☆ Wiek : 90
☆ Liczba postów : 6
Re: Sala balowa Sro 5 Gru - 1:20 | |
| Nikt z Vanbergów nie potrafił być na czas. To było okropne, ale taka była kolej rzeczy niestety, że teraz Alfred nie miał czasu na rozprawienie sie z nimi wszystkimi. Spokojnie, zrobi rodzinne zebranie. Już wkrótce, okropne latorośle! Pomagał Helen, której nic na całe szczęście się nie stało i spojrzał na @Eliza Vanberg, uśmiechając się do niej, bo mimo tego wszystkiego i akcją z nieślubnym dzieckiem, kochał swoją wnuczkę. - Nie, spokojnie. Elizka, wiesz, ze dziadka nic nie zabije.- pokiwał głową, a następnie przeniósł wzrok na syna @Aurelius Vanberg- Nie, na całe szczęście już to sprzątają, ale trzeba powoli kończyć tę imprezę. To już nie na moje schorowane kości.Cóż, Alfred był stary i mimo tego, że jako dyrektor szpitala sie nieźle trzymał, tak takie imprezy go wykańczały. To już nie te lata. |
| | Zachowane wspomnienia: 0% MOJA HISTORIA TO : Dziewczynka z zapałkami
☆ Zwano mnie : Dziewczynka z zapałkami
☆ Punkty magii : 142
☆ Wiek : 16
☆ Liczba postów : 9
Re: Sala balowa Wto 11 Gru - 12:16 | |
| Marianne odetchnęła z ulgą, kiedy dowiedziała się, że z @Helen Belfrey wszystko w porządku. Bez krępacji - w przeciwieństwie do wielu innych "dzieciaków" - dała się ucałować i sama babunię dodatkowo przytuliła. Ha! Jednak wyjście z domu dostarczyło jej więcej wahań temperatury na przestrzeni tych kilkudziesięciu minut niż wygrzewanie się pod połaciami kołdry. I dziewczyna nie znosiła tego najlepiej. Dlatego też z jednej strony była zadowolona na wieść, że bal miał niebawem dobiec końca, z drugiej jednak... Było jej nieopisanie smutno, gdyż nie zdążyła się tu wystarczająco zabawić. To rozerwanie odmalowało się na jej twarzy, kiedy przygryzła dolną wargę i lekko nadęła policzki. Może jeszcze będzie miała chwilę, by kogoś zaczepić? A może posłusznie wróci już do domu... W każdym razie, upewniwszy się, że z babunią wszystko w porządku - a dziś nie chciała jej za nadto zawracać głowy, wiedząc, że w razie potrzeby może do niej zajrzeć każdego innego dnia - rozglądała się dookoła za wolnymi znajomymi twarzami... |
| | | | |
Similar topics | |
|
| Permissions in this forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |