Ciekawostki:
☆ jest typową czarną owcą rodziny - szczerze mówiąc nie może się oprzeć wrażeniu, że wszyscy odetchnęli z ulgą kiedy przeprowadził się do Storyville i zniknął im z oczu
☆ nie jest zbyt wysoki (metr siedemdziesiąt pięć w kapeluszu) i zdecydowanie nie lubi, kiedy mu się ten fakt wytyka
☆ od urodzenia ma bliznę koło prawego oka
☆ sam nie jest do końca pewien kiedy zaczął farbować włosy, ani czemu jeszcze od tego nie wyłysiał, ale nie planuje wracać do swojego naturalnego koloru w najbliższej przyszłości
☆ większość decyzji podejmuje pod wpływem impulsu - od przygarnięcia kota z ulicy po zamówienie zabawkowego toru wyścigowego o trzeciej nad ranem
☆ nie lubi niskich temperatur, z głęboką niechęcią reaguje też na śnieg
☆ zawsze nosi przy sobie pudełko zapałek, choć sam nie potrafi już powiedzieć w jakim celu
☆ łasy na komplementy, lubi czuć się doceniony i ważny
☆ uwielbia słodycze - kiedy nie ma nic pod ręką, a jest wystarczająco zdesperowany, potrafi jeść zwykły cukier
☆ wierzy w zjawiska paranormalne; sam jest przekonany, że zdarzało mu się już widzieć duchy, co z jednej strony go przeraża (na tyle, że unika chodzenia na cmentarz), a z drugiej fascynuje
Historia i charakter postaci
it feels alright but that's a lie that's always near
sit around and blame the one that put you here
Przyjście na świat w licznej rodzinie z jeszcze liczniejszymi tradycjami było rzeczą wiążącą się z dwiema sprawami. Po pierwsze, Wenjuna przywitało całe mnóstwo oczekiwań, którym musiał sprostać i zasad, których miał przestrzegać. Po drugie, skierowane na niego było zdecydowanie zbyt wiele par oczu, które na każdym kroku doszukiwały się najmniejszego nawet potknięcia - a w jego przypadku te potknięcia, jak się z czasem okazało, wcale małe nie były. Chłopiec od samego początku zdawał się mieć niesamowity talent do przyciągania problemów i komplikowania na pozór prostych spraw do tego stopnia, że niektórych nie dawało się już odkręcić. Miał dobre intencje, jakby nie patrzeć - zależało mu na tym, żeby przynieść swojej rodzinie dumę i sprostać wszelkim wymaganiom, ale lubił też chodzić na skróty i ignorować rady czy zalecenia na rzecz własnych pomysłów, co nigdy nie kończyło się dobrze. Jego potrzeba pokazania, że jest coś wart i idąca z tym w parze chęć udowodnienia wszystkim, że ma rację stworzyły specyficzny duet, który w teorii miał mu przynieść same sukcesy, ale w praktyce na każdym kroku doprowadzał do porażki. Jak wiadomo, nie każdemu jest pisane być jednostką wybitną w rodzinie; on celował nieco zbyt wysoko dla siebie i choć za każdym razem przynosiło to takie same rezultaty, nie potrafił zmusić się do tego, żeby przestać mieszać we wszystkim, co robił. Bo skoro już to robił, nie widział innej opcji, niż żeby zrobić to po swojemu. Rodzice, dziadkowie, wujkowie i ciotki non stop załamywali nad nim ręce, raz po raz powtarzając, żeby czasem pomyślał zanim coś zrobi albo najzwyczajniej w świecie posłuchał tego, co do niego mówią - i słuchał, ale wybiórczo. Miał swoją własną wizję i zdanie w każdej kwestii, był uparty, a jednocześnie trochę leniwy i im starszy się robił, tym więcej szkód to za sobą niosło. Konflikty w domu, problemy w szkole, kilkukrotne powroty do domu na tylnym siedzeniu policyjnego wozu (naturalnie, nawet wtedy co złego, to nie on; trzymał się wersji, że miał jedynie pecha zawsze znaleźć się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze, co w zasadzie nie mijało się z prawdą)... Pod koniec szkoły średniej stało się raczej jasne, że nie wyrośnie już z niego nic, co miało wyrosnąć. I zdawali sobie z tego sprawę wszyscy - łącznie z nim. Więc gdy tylko nadarzyła się okazja, wyjechał.
i laughed aloud to drown it out
so i could breathe and feel the space around me
Storyville nie było starannie wybranym przez niego celem podróży - w zasadzie trafił tam kompletnym przypadkiem... A przynajmniej tak mu się wydaje. Szczerze mówiąc sam już nie jest pewien, a wszelkie wspomnienia sprzed przyjazdu tutaj są dość niewyraźne, często mu umykają i plączą się ze sobą, nie tworząc zbyt spójnej całości. Nie, żeby mu to przeszkadzało. Właściwie jest przekonany, że tylko lepiej na tym wychodzi; w zupełności wystarcza mu świadomość, że wcześniej nie czuł się do końca chciany. I choć tutaj też póki co nie może się pochwalić zbyt wielkimi osiągnięciami ani życiem jak z bajki, to przynajmniej czuje się dobrze - jakby znalazł się w końcu na swoim miejscu. W swojej kawalerce, w swojej pracy, ze swoimi przyjaciółmi i czarno-białym kotem, którego nazwał Krowa, bo, duh, jest czarno-biały. Jak krowy.
when it pulls you down and throws you over, waiting there
why do you always end up right back here?