Zachowane wspomnienia: 0% MOJA HISTORIA TO : zakochany kundel
☆ Zwano mnie : trampem
☆ Zawód : x
☆ Punkty magii : 140
☆ Wiek : 23
☆ Liczba postów : 1
☆ Nabyte przedmioty : x noah galloway Sro 28 Lis - 16:41 | |
| noah galloway ft. timothée chalamet Dane osobowe:
☆ Mam 23 lata ☆ Niegdyś zwano mnie Trampem ☆ Pochodzę z księgi Zakochany Kundel ☆ Zamieszkuję Storyville w dzielnicy Oasis Square ☆ W prawdziwym świecie pracuję jako zawodowy nieudacznik ☆ Moja postać nie posiada wrodzonej magii ☆ A zatem potrzebuje różdżki do czarowania ☆ Zachowałem 0% wspomnień z poprzedniego życia
Ciekawostki:
☆ koty od zawsze go nie znosiły, od zawsze też było to dla niego zagadką; ☆ tak samo jak powód jego okropnego, niewytłumaczalnego strachu przed igłami; ☆ nie potrafi usiedzieć w jednym miejscu, przez dłuższy czas robić tego samego. Wszelkie próby utrzymania jednej pracy przez dłuższy czas spaliły na panewce, za szybko się nudzi, wiecznie poszukuje nowych doznań. ☆ w storyville mieszka od jakichś czterech lat z drobnymi przerwami na wypady w inne miejsca. Jakimś cudem zawsze wraca tutaj, nawet jeśli kompletnie nic nie trzyma go z tym miejscem;
Historia i charakter postaci Nie masz szczęśliwego dzieciństwa, całej góry zabawek i beztroskich chwil spędzonych w ogrodzie ograniczonym białym, schludnym płotem. Nie masz nawet swojego kąta, będąc dzieckiem przerzucanym od jednego członka rodziny do drugiego, kiedy opieka nad kolejnym dorastającym człowieczkiem okazuje się być zbyt dużym wyrzeczeniem. Twój ojciec jest tylko mglistym wspomnieniem; ledwo pamiętasz jego twarz, a jedyna pamiątka to nóż myśliwski, z którym się nigdy nie rozstajesz.
Matki nie pamiętasz wcale; po niej masz skórzana kurtkę, w którą wrastałeś, wydawałoby się, całe wieki, a teraz jest nieodłącznym elementem twojej garderoby, nawet jeśli rękawy są zdecydowanie za krótkie.
Jesteś tym niepokojącym dzieckiem, które niewiele mówi, ale patrzy. Dzieckiem, które widzi i wyciąga wnioski, żeby już wcześnie przekonać się o tym, jak zbudowany jest świat, żeby wyrosnąć na przeświadczonego o jego niesprawiedliwości młodego dorosłego. Jesteś chłopcem z gwiazdami za oczy, które widziały zbyt wiele, z nożami za zęby, zza których nieczęsto wydostają się jakiekolwiek słowa; a kiedy już im się to uda, zawsze trafiają do celu. Jesteś dzieckiem, które nigdy nie płacze, nawet w dzień rocznicy swojego ojca; zamiast tego ściskasz wyślizganą rękojeść myśliwskiego noża, który zawsze, zawsze, zawsze masz przy sobie, ale nigdy się tym już nie chwalisz, po tym, jak ciotka numer jeden próbowała ci go ukraść i sprzedać na pchlim targu.
I chociaż gdzieś zawsze do przodu pchała cię ciekawość, tak edukację traktujesz jako zło konieczne, wraz z całym ogromem wiedzy niepraktycznej, którą pakujesz do głowy z przymusu, tylko po to, żeby pozbyć się jej niedługo później. Cierpliwie odliczasz te kilkanaście lat, te parę tysięcy dni, przez które musisz być zdany na cudzą łaskę, na dobro na pokaz okazywane przez krewnych, którzy przygarniają cię pod swój dach, żeby lepiej prezentować się w oczach podstarzałych sąsiadek.
Jedyne czego pragniesz przez te lata to nie jest cudowny powrót matki (którą, chociaż zostawiła cię i nawet nie jesteś pewien, czy żyje, bo równie dobrze mogłaby znajdować się pięć metrów pod ziemią, nigdy nie przestałeś kochać ani idealizować jej obrazu w swojej wyobraźni; przecież musi robić coś bardzo ważnego, skoro porzuciła swoje jedyne dziecko), to nie jest niemożliwe zmartwychwstanie ojca, tylko bycie samowystarczalnym, bo szczerze masz dość słuchania dorosłych, którzy twierdzą, że chcą najlepiej dla ciebie, a robią wszystko dla swoich własnych korzyści. W nocy, zamiast spać na kanapie z wystającymi ze starości sprężynami, ty wymykasz się na stryszek domu ciotki, która nie ma innych dzieci, ale ma za to wyjątkowo twardy sen i snujesz plany. Wpatrujesz się w rozgwieżdżone niebo, odszukujesz konstelacje, bo tutaj, w Nowym Meksyku, widać je wyjątkowo dobrze.
Pomimo tego, jak bardzo kochasz Roswell z jego bogatą historią (nie dość, że detonacja pierwszej bomby atomowej, to jeszcze domniemane rozbicie się UFO) i jeszcze bogatszymi psychicznie ludźmi, prawie stutysięczną mekkę sztuki, jaką jest Santa Fe, czy bliskość pustyni Chihuahua, której bezkres zawsze cię fascynował, ale też odrobinę przerażał, to z dniem osiemnastych urodzin, kiedy w końcu przestajesz być niewolnikiem systemu, który przerzucał cię od jednych opiekunów zastępczych do drugich, opuszczasz Nowy Meksyk.
Wybór pada na Kalifornię, bo nie jest na tyle daleko, żebyś rozmyślił się w połowie drogi, ale wystarczająco, żeby nikomu nie przyszło na myśl cię szukać. Nigdzie ci się nie śpieszy; po drodze zwiedzasz trochę Arizony, gdzie pierwszy raz na własne oczy widzisz miasto z liczbą mieszkańców przekraczającą milion (nie robi na tobie tak dużego wrażenia, jak myślałeś, że zrobi, chociaż mieszkanie tam to zupełnie coś innego, zachłysnąłeś się tym poczuciem anonimowości, czasami też do niego wracasz, odwiedzając inne duże, amerykańskie miasta), zahaczasz na trochę o Nevadę. Zgarniasz dwóch czy trzech autostopowiczów, dzięki którym jesteś w stanie do tej Kalifornii dojechać, bo bez nich, dotarłbyś tylko do połowy drogi. Benzyna okazała się być o wiele droższa, niż przypuszczałeś.
W Storyville lądujesz bez grosza przy duszy; podstarzały złomiarz chce ci wcisnąć niecałe trzysta dolców za zardzewiały samochód, którym tu przyjechałeś, ale odmawiasz, mówiąc, że ma wartość sentymentalną (wcale nie ma; posiada natomiast na całą szerokość tylnej kabiny siedzenie, na którym da się nawet zdrzemnąć, co robisz przez pierwszy tydzień spędzony w słonecznej Kalifornii). W razie potrzeby łapiesz się chwilowych robótek; tu pomalujesz płot, tam zrobisz starszej pani zakupy, tu wyprowadzisz psa, tam przypilnujesz dziecka, nawet jeśli na ich widok jeżą ci się włosy na głowie.
Życie nie wygląda dokładnie tak, jak sobie wyobrażałeś, ale jesteś zbyt uparty, żeby pozwolić sobie na rozczarowanie. Przecież tego właśnie chciałeś, myślisz, sącząc kawę w całodobowym dinerze o porze, w której zdecydowanie kawy nie powinno się pić, wlepiając wzrok w opustoszałą drogę za oknem. Odstępstwa od bajki Nigdy nie przestałeś być włóczęgą.
Nawet kiedy założono ci obrożę z adresatką, nakarmiono, podarowano ciepły kąt, w którym mogłeś spocząć, zawsze ciągnęło cię do nieznanego. Do tego, co jest za kolejnym płotem, za tą ulicą, którą poznałeś dopiero niedawno. Do miejsca, do którego prowadzą te wszystkie zapachy, których nie potrafiłeś zidentyfikować.
Okazuje się, że szczęśliwe życie jest okropnie nudne. Wystarczyła otwarta furtka, nieopatrznie niezamknięta przez jednego z gości po zakrapianej alkoholem imprezą (od tego konkretnego zapachu jeżyły ci się włosy na karku); wystarczył wystający gwóźdź, żeby ściągnąć obrożę. Wystarczyło iść wciąż do przodu, z okazjonalnym krokiem lub dwoma w tył, żeby życie było stokroć bardziej ciekawe, chociażby przez osobowości, które napotykałeś na swojej drodze.
Szczęśliwe zakończenia nie są dla ciebie. |
|
Zachowane wspomnienia: 0% MOJA HISTORIA TO : Muminki
☆ Zwano mnie : Włóczykij
☆ Zawód : Lekarz, specjalizacja kardiochirurgia
☆ Punkty magii : 74
☆ Wiek : 28
☆ Liczba postów : 68
Re: noah galloway Czw 29 Lis - 2:02 | |
| Karta zaakceptowanaNa dobry start otrzymujesz: 140 pkt magiiOch, Tramp! Najbardziej lubiany pies włóczęga, którego syn dał imię mojemu psu! Strasznie podoba mi się, że nie poszedłeś za bajkową wersją psiny, która porzuca swój włóczęgowski styl. To totalnie nie jego zachowanie! |
|