Zachowane wspomnienia: 0% MOJA HISTORIA TO : Baśń o Rybaku i Złotej Rybce
☆ Zwano mnie : Rybakiem
☆ Zawód : fotograf, oceanograf
☆ Punkty magii : 140
☆ Wiek : 30
☆ Liczba postów : 3
Idris Liev Wyatt Nie 25 Lis - 15:10 | |
| Idris Liev Wyatt ft. Alfonso Herrera Dane osobowe:
☆ Mam 30 lat ☆ Niegdyś zwano mnie Rybakiem ☆ Pochodzę z księgi Baśń o rybaku i złotej rybce ☆ Zamieszkuję Storyville w dzielnicy Bunnyburrow ☆ W prawdziwym świecie pracuję jako oceanograf/fotograf ☆ Moja postać nie posiada wrodzonej magii ☆ A zatem potrzebuje różdżki do czarowania ☆ Moja genetyka to człowiek ☆ Zachowałem 0% wspomnień z poprzedniego życia
Ciekawostki: ☆ Jest wegetarianinem, czasami nawet kusi się na dietę frutariańską, czyli opartą na samych owocach. Grzeszy tylko czasami odrobiną mleka... ☆ Lubi ciepły deszcz i burze, ale to ostatnie obserwować z ciepłego domu. ☆ Uwielbia kominki, ciepłe koce i gorącą herbatę z wielkich kubków. ☆ Jego imiona i nazwisko znaczą razem "Władca serc odważny w walce". ☆ Uprawia sport, sporo biega, ale też pływa. Musi utrzymać dobrą kondycje. Jest mu to potrzebne w pracy fotografa.
Historia i charakter postaci - Jakie to uczucie, kiedy schodzisz pod wodę? - To tak, jakbyś się ześlizgiwała, ale nigdy nie upadasz. Najgorsze jest wtedy, kiedy jesteś na dnie. - Czemu? - Bo nie możesz znaleźć powodu, dla którego warto wrócić na powierzchnię... Ciężko mi znaleźć jakiś powód.
Tonę. Uratuj mnie. Nie pamiętam swoich pierwszych słów, kroków, ani nawet pieśni, którą kajała mnie do snu moja matka. Pamiętam za to mój pierwszy kontakt z wodą. To było jedno z milszych doznań w moim życiu. Miałem wrażenie jakbym latał. Unosiłem się na wodzie i patrzyłem w niezglebiony błękit nieba. Latałem unoszony przez nieprzerwane wichry emocji, namiętności, których nawet nie pojmowałem, ale targały mną niczym sztorm statkiem na morzu. Przypływy i odpływy mego życia. Moje szczęście, chwile uniesienia, ale też gorzkie łzy porażek, zwątpienia i upadków. Niby miałem wszystko, kochających rodziców, którzy mnie wspierali, poświęcali mi swój czas. Miałem też dom, ciepłe miejsce do którego mogłem zawsze wracać, swój kąt w którym mogłem oddać się w ramiona Morfeusza i razem z nim szybować po światach mych marzeń. Miałem to wszystko, ale zawsze czegoś mi było brak. Czasami czułem, że tonę, przytłoczony czymś czego nie rozumiałem, nie potrafiłem pojąć.
Zanurzam się coraz głębiej. Powstrzymaj mnie. Urodziłem się, wychowałem, trwałem, w rodzinie średniozamożnej. Nie byliśmy biedni, nigdy mi niczego nie brakowało, jeśli chodzi o materialne rzeczy. Ojciec weterynarz, a matka jego asystentka, a raczej pielęgniarka weterynaryjna. Razem tworzyli zgrany zespół, a ja od dziecka miałem bardzo duży kontakt z zwierzętami. Nie jedliśmy mięsa, ale za do razem siadaliśmy przy stole, opowiadaliśmy o całym dniu i widziałem miłość w ich oczach. To było moje miejsce, mój czas, moja historia. Więc powiedz mi czemu. Czemu wciąż czegoś mi brakowało? Czemu wciąż szukałem i uciekałem myślami w dal. Miałem wrażenie, że coś mi umknęło, o czymś bardzo ważnym zapomniałem. Tylko co to było? Kobiety z mej rodziny mawiały, że mam starą duszę. Zawsze byłem bardzo spokojnym, opanowanym i poważnym młodym człowiekiem. To zostało mi do dziś. Jestem odpowiedzialny, taktowny, uprzejmy, ale podobno w moich oczach wciąż tli się nostalgia, tęsknota za czymś. Ten smutek, który wypełnia moje serce, nie daje mi spocząć, wciąż gna mnie przed siebie. Ten wiatr w plecach, który czuję. To coś... ktoś?
Gdybyś był... ale kim właściwie jesteś? Studiowałem oceanografię, wiedziałem, od dziecka, że ciągnie mnie do wody. Nie bez powodu sporo pływałem, brałem udział w zawodach pływackich, ale nie chciałem wiązać swej przyszłości ze sportem. Coś innego sprawiało, że chciałem iść na te studia. Być może było to pragnienie przygody? Poszukiwań? Odnalezienia tej cząstki siebie, którą utraciłem? Ale jak? Skoro nigdy jej nie miałem, to jak mogłem ją utracić? Wspomnienia nie wrócą, bo przecież nie przeżyłem niczego takiego? Czemu tak się dzieje? Jaka klątwa wciąż gna mnie przed siebie? Dzięki rodzicom studiowałem skończyłem studia. Mogłem też iść na kursy fotograficzne, tak dorabiać sobie dodatkowo. Zdjęcia podwodne tak bardzo mnie zafascynowały, że uzbierałem pieniądze na kursy nurkowania, ale też na lepszy sprzęt. Nie obyło się bez wyrzeczeń, ale to nic. Nie ciągnęło mnie do imprez, ani do związków. Czułem, że muszę się śpieszyć, bo coś mi umyka. Coś bardzo ważnego, ale nie wiedziałem co to właściwie jest.
Boję się, że straciłem Cię. Czy już jest za późno? Ostatnie pięć lat mego życia było pasmem podróży. Zdobyłem kontrakt z National Geographic. Sprzedawałem im moje zdjęcia, ale nie tylko zajmowałem się fotografią głębin morskich. Przy okazji zdobywałem materiały do pracy doktoranckiej. Wciąż bowiem studiuję, a raczej staram się studiować. Moje życie to ciągła praca, ale to pomaga. Dzięki temu ten smutek, tęsknota we mnie są do zniesienia. Przynajmniej tak sobie powtarzam. Okłamywanie siebie jest prostsze. By uciekać przed swoimi myślami zaczynam trenować nurkowanie głębinowe bez butli, czyli na jednym wdechu. Do rekordu mi daleko i ćwiczę pod opieką trenera, ale czasami mam wrażenie, że chce uciec przed wszystkim, a coraz większe głębiny mi w tym pomagają. Innym razem mam wrażenie, że uparcie szukam czegoś. Nie wiem jednak czego, może to coś we mnie?
Kiedy już prawie wynurzam się... coś ciągnie mnie w dół... Myślałem, że będzie dobrze, że uporam się ze wszystkimi sztormami w moim życiu, ale tak nie jest. Nigdy nie było. Ostatni przygniótł mnie, sprawił, że zacząłem mieć myśli samobójcze. Wróciłem do domu, oddałem pracę doktorancką. Czekam na bronienie jej, ale przecież nie mogę się na tym zatrzymać. Dostałem bardzo dobrą propozycję współpracy, kolejny wyjazd mnie czeka, ale... no właśnie. Ale! By móc pojechać potrzebuję pieniędzy. Rodzina wie. Jedna bardzo bogata ciotka zaoferowała mi swoją pomoc. Postawiła jednak jeden warunek. Mam zgodzić się na ślub z jej córką chrzestną. Lubię dziewczynę, ale tylko lubię. Nie kocham jej. Nie wiem czy odnajdę się u boku osoby, która interesuje się czymś zupełnie innym niż ja. Rodzina napiera, nalega. Moja przyszła niedoszła narzeczona już próbuje mnie zmieniać. Ciocia opowiada o tym co będę robił po ostatniej wyprawie. Ustatkuję się, znajdę normalną pracę i będę ojcem, mężem... słowo "ostatnia" brzęczy w mojej głowie. Ostatnia... Tonę pomóż mi... Ostatnia... Tak bardzo się boję... Ostatnia... Zamykam oczy i kiedy je otworzę wiem, że Ciebie nie będzie. To już ostatnia próba. Proszę. Błagam. Ocal mnie.☆ Odstępstwa od bajki "Wiesz co zrobić żey spotkać syrenę? Musisz zejść na samo dno morza, gdzie woda już nie jest niebieska, gdzie niebo jest już tylko wspomnieniem i unosisz się tak w ciszy. Zostajesz tam. Chcesz umrzeć dla nich. Tylko wtedy się pojawia. Wyjdą, pozdrowią cie i ocenia twoja miłość do nich. Jeżeli jest szczera, prawdziwa, to zostaną z tobą, zabiorą ciebie na zawsze."
Byłem synem biednego rybaka. Moja matka zmarła jak byłem jeszcze mały. Od dziecka musiałem ciężko pracować na siebie, na to by cokolwiek dało się włożyć do gara. Wspierałem tatę jak tylko potrafiłem, ale i on zostawił mnie kiedy byłem na tyle młody by przeżyć dotkliwie jego śmierć, ale na tyle dojrzały, by poradzić sobie na świecie samemu. To było ciężkie, ale przecież właśnie takie jest życie. Nie narzekałem, nie miałem do tego prawa. Przed śmiercią tata poprosił mnie, bym ożenił się z moją najlepszą przyjaciółką. W jej rodzinie też się nie przelewało, a ja zawsze się nią opiekowałem. Kochałem ją. Tak. To prawda, ale bardziej jak siostrę. Ten ślub był bardziej z rozsądku, niż z namiętności. Ktoś musiał się nią zaopiekować, a ja podobno potrzebowałem żony, rodziny. Podobno, ale tak nie czułem. Potrzebowałem jedynie więcej pieniędzy, by kupić sobie nową łódź, mieć lepszy dach. Nie miałem jakiś wielkich marzeń i wymagań. Ślub był bardzo skromny. Nie było wesela, ale wiedzieliśmy, że razem przetrwamy wszystko. Tak przynajmniej marzyliśmy, ale potem rzeczywistość nas przygniotła. Świat poszedł na przód. Ja mniej przynosiłem ryb, nie mieliśmy co sprzedawać, a potem głód zajrzał nad w oczy. Chciałem wypłynąć i nie wracać. Uznałem, że tak jej będzie lepiej. Była piękna, na pewno znalazłaby lepszego i majętniejszego męża. Zresztą widziałem jak mężczyźni wodzili wzrokiem za nią. Jako bezdzietna wdowa, taka młoda i urodziwa... tak. Znalazła by kogoś na moje miejsce. Moja śmierć byłaby dla niej wybawieniem.
Kiedy ja chciałem wyruszyć w swoją ostatnią wyprawę na morze. Kiedy już wszystko miałem przemyślane, byłem zdecydowany. Wtedy właśnie ona przybiegła do mnie, wtuliła się w me silne ramiona i zapłakała rzewnie. W moim sercu pojawił się lęk. Co się stało? Czy moją ukochaną przyjaciółkę ktoś skrzywdził? Jednak myliłem się. To były łzy szczęścia. Spotkała kogoś kto nam pomoże! Ocali nas, może pomoże stworzyć "nas" na nowo, ten związek, tą miłość. To był cud. W moim sercu narodziła się nowa nadzieja. Zrobiłem więc tak jak ona prosiła. Codziennie chodziłem i krzyczałem, a potem tylko rozmawiałem. Bardzo długo rozmawiałem. Co się takiego stało? Kto był naszą nadzieją, ostatnim portem, do którego mieliśmy wracać?
Moim, naszym, wybawieniem była złota rybka, a raczej syren o ogonie właśnie w tym kolorze. Miał on spełnić naszych trzydzieści marzeń, życzeń. Jednak gdybym zażądał zbyt wiele to mieliśmy stracić dosłownie wszystko, nawet to co mieliśmy wcześniej. Moja żona zgodziła się na ten układ, a ja? Ja wówczas zrobiłbym wszystko by ją uszczęśliwić. I tak też było. Przystojny syren spełniał nasze kolejne życzenia. Jej życzenia, czasami moje, ale głownie jej. Słuchałem, powtarzałem i patrzyłem jak wszystko wraca do czegoś co inni nazywają normą. Robiłem to wszystko by ona była szczęśliwa, ale nie było w tym wszystkim mnie samego. Zagubiłem coś do czego dążyliśmy. Mimo, że mieliśmy dom, pieniądze, piękne stroje. Mimo, że nie zaglądał nam w oczy głód, a ludzie zaczęli nas szanować, nie było w tym wszystkim mnie. Coś zagubiłem po drodze. Odnajdowałem to tylko wówczas kiedy byłem przy nim. Jego oczy, uśmiech, ton głosu. Wszystko w nim było najcudowniejsze na świecie. Kiedyś myślałem, że niczego nie potrzebuję. Kiedy poznałem go... wiedziałem, że całe życie czekałem właśnie na niego. To on był moim szczęściem. W nim znalazłem moje wschody i zachody słońca. W nim był mój dom, miejsce do którego chciałem wracać.
Ostatni dzień, ostatnia rozmowa. Ja i moje pragnienie największe. Ona i jej pragnienie dziecka, rodziny. Moje słowa i straciliśmy dosłownie wszystko. Chciałem być z moim ukochanym. Chciałem dać mojej żonie wolność. Mogła przecież ułożyć sobie życie z kimś innym, lepszym ode mnie. Z kimś kto by ją kochał, nie oddałby swego serca innej osobie. Pragnienia to zbrodnia. Mają swoją cenę. Ta była o wiele za wysoka. Moją zbrodnią była miłość. Wiem, że to było coś co nigdy nie zostanie mi wybaczone. Nigdy sobie też pewnie nie wybaczę. Przez mój grzech zraniłem nie tylko siebie, ale kogoś kim miałem się opiekować i wspierać. Po tym jak ostatnie życzenie zabrało nam dosłownie wszystko, nawet nas samych, tułałem się po świecie. W końcu jeden zakon przygarnął mnie pod swe skrzydła. Klątwa zastała mnie jako zakonnika, który składał śluby. Miłość była moim grzechem, który musiałem odpokutować. Moja ukochana przyjaciółka? Co się stało z moją żoną? Nie wiem. Nasze drogi się rozdzieliły. Nie wiem co się z nią działo potem. Nie wiem czy mnie nienawidziła po tym co zrobiłem. Powinna. Sam siebie nienawidziłem. ☆ *obraz "Old Fisherman" namalowany przez Siniša Simon * cytat w biografii i odstępstwach z filmu "Wielki Błękit" |
|