| Port | Zachowane wspomnienia: 100% MOJA HISTORIA TO : Prastara istota
☆ Punkty magii : 715
☆ Liczba postów : 354
Port Czw 8 Lis - 19:06 | |
| Industrialna część Rainforest District do której niebezpiecznie jest się zbliżać po zmroku |
| | Zachowane wspomnienia: 0% MOJA HISTORIA TO : Legendy Arturiańskie
☆ Zwano mnie : Ginevra
☆ Zawód : stróż prawa
☆ Punkty magii : 142
☆ Wiek : 30
☆ Liczba postów : 11
Re: Port Pon 3 Gru - 23:28 | |
| Zimne, listopadowe powietrze pieściło jej skórę, powodując nieprzyjemne dreszcze. Było późno. Jej matka stwierdziłaby, że stanowczo zbyt późno, by dziewczyna z dobrego domu kręciła się po okolicach takich jak ta. Na samą myśl o tym Elizabeth mimowolnie wzruszyła ramionami, jakby reakcja na pewne zachowania matki była wyuczonym odruchem. Nawet jeśli to działo się tylko w jej głowie. “Taka praca” odpowiedziałaby jej pewnie, widząc na twarzy jeszcze większe zgorszenie. To nie było równie ekscytujące co praca w Los Angeles. Czy to chore, że polubiła dreszczyk adrenaliny związany z tropieniem przestępców? Potrzebował impulsu. Odrobiny niebezpieczeństwa. To w jakiś sposób motywowało ją do działania. Być może dlatego wybrała właśnie taką ścieżkę. Oprócz tego było coś kuszącego w możliwości bycia bohaterem. Jak naiwnie by to nie brzmiało od dziecka śledziła losy telewizyjnych herosów, a w jej młodym umyślę rodziła się ambicja by stać się jednym z nich. Oczywiście, wkrótce porzuciła chęci o zostaniu Xeną - wojownicza księżniczką. Marzenia nabrały bardziej realnych kształtów. Bycie detektywem to coś czego pragnęła od bardzo dawna. Niestety, zanim dane było jej to osiągnąć jej kariera skończyła się, a przynajmniej drzwi do jej rozwoju zostały przed nią zamknięte. Najważniejsze to się nie poddawać. Właśnie tak się pocieszała, przyjmując pracę na okolicznym posterunku. Darowanemu koniowi, nie zagląda się w zęby. Praca tutaj nie do końca była spełnieniem jej marzeniem. Wręcz przeciwnie, bo w najgorszych założeniach kończyła właśnie tu w towarzystwie innych zjadaczy pączków. W sennym, monotonnym Storyville gdzie nie działo się właściwie nic. Powinna się cieszyć. Wszakże właśnie takie rzeczy powinny ją satysfakcjonować jako stróża prawa. Bezpieczeństwo obywateli ponad wszystko. Niemniej jednak brakowało jej pościgów, skomplikowanych śledztw, godzin spędzonych na prowadzeniu przesłuchań świadków i potencjalnych podejrzanych. Składania elementów układanki do kupy. W Storyville wypisywała mandaty, dopraszała się o niezakłócanie sąsiadom ciszy. Gdy więc natrafiła jej się okazja na zrobienie czegoś więcej, od razu z niej skorzystała. Ekscytacja związana z zanurzeniem się w świat małomiasteczkowej zbrodni, sprawiła że niezbyt dokładnie przemyślała swoje działania. Na skutek jej zdaniem dobrze przemyślanej infiltracji cieszącego się złą sławą w tych okolicach baru, była w posiadaniu informacji, że w poszczególne dni tygodnia należy uważnie skupić się na tym kto i co dostarcza do portowych magazynów. Nie pomyślała jednak, że przydałby się ktoś ubezpieczający jej tyły. Zaatakowali z zaskoczeniu, wymierzając bolesny cios w głowie, który kompletnie ją oszołomił. Ku jej wielkiemu rozgoryczeniu starcie z nią nie było wyzwaniem. Mocny cios w kość policzkową skutecznie ogłuszył ją po raz drugi. To nie był jeden z tych ciosów jakie otrzymywała podczas treningów. Ten był prawdziwy. Chociaż starała się słuchać co do niej mówią, skupić na nich uwagę, nie miała siły walczyć. Zaczęła się dziko szamotać, gdy doszło do niej co chcą z nią zrobić. Nie widziała ich zamaskowanych twarzy, ale przekaz był dość jasny. Doskonale zrozumiała go, gdy wrzucili ją do lodowatej wody. Nienawidziła wody. Prowizorycznie przywiązali jej nogę do ciężarka. Przez moment przeszło jej przez myśl, że to nie była tylko groźba. Przynajmniej jedna z tych, które miały ci uświadomić następstwa braku ostrożności w bardziej obrazowy sposób. Ciężkie ubranie utrudniało jej ucieczkę. Wiedziała, że wystarczy rozwinąć supeł i wydostanie się na powierzchnię. Nie było to jednak tak proste. Supeł był mocny, a w panice powoli brakowało jej powietrza, a co najważniejsze cholernie nienawidziła wody.
|
| | Zachowane wspomnienia: 100% MOJA HISTORIA TO : Legendy Arturiańskie
☆ Zwano mnie : Lancelot
☆ Zawód : najemnik
☆ Punkty magii : 154
☆ Wiek : 32
☆ Liczba postów : 27
☆ Nabyte przedmioty : - Re: Port Wto 4 Gru - 19:35 | |
| M E N' G O D H A V E N O T H I N' I N C O M M O N
guinevere & lancelot
† Powrót do Storyville nie był czymś, co skłaniało go do przyjemnych refleksji nad swoim dotychczasowym życiem w tej mieścinie. Przebywanie tu nie sprzyjało równocześnie postrzeganiu miasteczka w rodzaju czegoś na kształt kolebki, w której się urodził, dorastał, rozwijał. Żył. Faktycznie jednak prawda była zupełnie inna i Lance daleki był od skupiania się na pozytywach, bo nie przypominał sobie by były obecne w jego dzieciństwie, prócz urwanych momentów zadowolenia, po które sięgał sam. Które osiągał w pojedynkę. Nie za sprawą rodziców. Nie za sprawą rodzeństwa. Nie za sprawą dziadka. Sam był sobie opiekunem, trenerem i autorytetem, gdy godziny ćwiczeń zmieniły się w satysfakcję bycia najlepszym strzelcem. Broń z łatwością odnajdowała się w jego palcach, a namierzenie celu i strzał nie dzieliły długie sekundy. Był dobry w tym co robił. Był dobry w zabijaniu. Do tego z dziką łatwością przychodziło mu obracanie w dłoni wszelkiego rodzaju ostrzy, a kroki, ruchy w walce nie stanowiły dla niego problemu. Były niczym taniec z tajemnicami, których odkrywanie musiało współgrać z melodią, by wydobyć z nich muzykę. Można było powiedzieć, że posiadał wrodzony talent do bycia maszyną do zabijania i nie zmarnował go. Słyszał wiele razy pochwały z ust swoich przełożonych dotyczących skuteczności, lecz nie pozwalał sobie, by ego przyćmiło jego zmysły; nie był uległy - nie podporządkowywał się rozkazom, które uznawał za błędne przez co dochodziło do wielu starć w wewnętrznym systemie. Początkowo łatwiej było mu wślizgnąć się między szare szeregi, lecz od zawsze wiedział, że nie przynależał do masy. Był jedyny i niepowtarzalny. Nie zamierzał więc działać jak pozostali. Osiągnięcia i zarządzenie własnymi ludźmi pozwoliły mu się jednak piąć się wyżej w hierarchii wojskowej, a ostatnia z misji niemalże nie do wykonania, została spełniona. Okupiona jednak zbyt dużą ilością krwi, której Lance nie mógł przewidzieć. Mimo wszystko - czy nie taki był los żołnierza? Mieli iść i tylko zadanie się liczyło. Straty były wliczone w ryzyko, a jednak koszta zdawały się być zbyt obciążające dla zarządzających. Nie potrafili patrzeć w oczu młodemu kapitanowi, który, pomimo horroru, którego doświadczył, nie drżał. Zabrali go więc do domu, gdzie odpowiednio uhonorowali, oddali cześć zmarłym i zwolnili ze służby, tłumacząc się, że zasłużył na odpoczynek. Chcieli pozbyć się potwora, którego po części stworzyli, lecz nie byli w stanie zatrzymać machiny dopiero nabierającej rozpędu. Vanberg dostrzegł w tym szansę, której zapewne inni nie potrafiliby docenić i nie składał odwołania, tylko jeszcze tego samego dnia porzucił mundur, by zacząć iść własną ścieżką. I do tej pory nią kroczył, nie oglądając się za siebie. Minęło pół roku, odkąd miał parę chwil dla siebie. Tylko dla siebie, a nie leżąc w hotelowym pokoju z piękną kobietą u boku z myślami kręcącymi się wokół celu, na który czyhał. Niczym ogar piekielny podążał śladem swoich ofiar, nie zatrzymując się ani nie ustając w poszukiwaniach. Wyczuwał ich krew z dalekich odległości, a zbliżając się, niemalże słyszał ich bijące głośniej serca. Myśliwy i jego zwierzyna. Naturalny krąg życia, który sam się napędzał. Lance ostatnie sześć miesięcy polował, ale nie przeszkadzało mu to. Bycie w działaniu odpowiadało mu pod każdym względem, a ruch, śledzenie, działanie dawało spełnienie. Tak i teraz nie zamierzał tkwić w jednym pokoju, gdy już pojawił się w swym dawnym domu. Port Storyville nigdy nie był bezpiecznym miejscem i chociaż przebywanie tu jako dziecko mogło porazić zmysły - strach przejmował kontrolę przy najmniejszym dźwięku - teraz nie czuł już tego samego. Ironicznym było to, że czuł się w tych ciemnościach, napięciu niczym ryba w wodzie. Kiedyś zlękniony, teraz spokojny, dający się wręcz ponieść w głąb zdecydowanie nieodpowiedniego miejsca, chciał, by krew zagotowała się w jego żyłach raz jeszcze pod wpływem adrenaliny i chłodu stali pod palcami. Jednak to po pistolet sięgnęła jego dłoń, gdy po drugiej stronie portu dostrzegł szamoczące się ciemne sylwetki i jedną wyraźnie mniejszą, krzyczącą. - Skurwiele... - rzucił pod nosem, ale nie zastanawiał się długo. Wyraźnie rozróżnił kobiecy głos i, zanim tamci wrzucili jej wciąż szamoczące się ciało do zatoki, oddał parę celnych strzałów. Dokładnie trzy pociski ugodziły jednego z bydlaków w ramię, drugiego w nogę, trzeci miał cieszyć się jedynie fragmentem prawego ucha. Nie mogli mu zagrozić, ale to nie o swoje bezpieczeństwo się martwił. Zrzucił płaszcz z ramion i skoczył ku czarnym odmętom, nie wiedząc, co miało go tam spotkać. Prześladowcy rozpierzchli się, nim zniknął w czerni wody, jednak pora nie pomagała w odnalezieniu topiącej się kobiety. Błyskająca gdzieś nad powierzchnią lampa rozświetliła na ułamek sekundy port, a Lance mógł dostrzec przed sobą człowieczy zarys. Tonęła, jednak nie zamierzał pozwolić jej opaść na samo dno. Nikt nie zasługiwał na śmierć w takim miejscu jak Storyville. W płucach pozostało mu mało powietrza, lecz nie wypuszczał go. Jeszcze nie teraz. Sięgnął po kobiecą dłoń, a gdy dotknął jej nadgarstka, przez jego ciało przeszedł dziwny dreszcz i, gdyby nie okoliczności, Vanberg mógłby się temu poświęcić dokładniej. Nie było jednak czasu. Wycelował w supeł w nogach nieznajomej i zanim strzelił, przyłożył swoje usta do jej, oddając jej resztki tlenu. Zaraz jednak napięcie wody wypychało ich już ku górze - ku powietrzu i pytaniom, które mieli wobec siebie. |
| | Zachowane wspomnienia: 0% MOJA HISTORIA TO : Legendy Arturiańskie
☆ Zwano mnie : Ginevra
☆ Zawód : stróż prawa
☆ Punkty magii : 142
☆ Wiek : 30
☆ Liczba postów : 11
Re: Port Wto 4 Gru - 23:31 | |
| Storyville nigdy nie było domem. To myśl prześladowała ją odkąd tylko sięgała pamięcią. Miłość do rodziny w jakiś abstrakcyjny sposób zdawała się być tylko umiejętnością nabytą. To nie była jakaś mistyczna więź, która łączyła ją z rodzeństwem, matką czy ojcem. To było coś co przyszło do niej z wiekiem i było efektem zażyłości, przyzwyczajeń czy norm społecznych. Wiedziała, że zależy jej na tych najbliższych osobach, że kocha ich i oddałaby za nich naprawdę wiele. Jednak cały czas nie mogła pozbyć się uczucia odrębności, odosobnienia. Jakby żyła życiem kogoś zupełnie innego. Jeśli jednak nie należała do Storyville to gdzie było jej miejsce? Myślała, że jest jedną z tych osób. Tych, które po prostu nie mają swojego miejsca na tym świecie, które wciąż czegoś poszukują. Uważała, że nie da jej się zamknąć w klatce i liczyć na to, że zostanie oswojona. Żeby poczuć satysfakcję potrzebowała odnaleźć właśnie to coś. Elementarną cząstkę siebie, której jej brakowało i która zdawać się mogło nigdy nie była jej częścią. Dlatego wyruszyła w podróż do Los Angeles, uznając że tam odnajdzie to czego tak bardzo potrzebowała, by poczuć się kompletna. Nie była nawet pewna czy miała chociażby szansę to odnaleźć. Jednak praca, dziki rytm wciąż pędzącego miasta skutecznie odpędzał ją od rozważań nad samopoznaniem. Wypełniła je satysfakcja z wykonanej pracy i jeśli miałaby wybrać okres kiedy była chociażby względnie szczęśliwa to wskazałaby właśnie te kilka lat spędzone w samochodzie kalifornijskiej policji. Czasami miała wrażenie, że coś jest z nią nie tak. Nie miała absolutnie żadnych powodów by czuć się nieszczęśliwa. Nie potrafiła jednak też być szczęśliwa. Pomyślała o tym właśnie w tym momencie, gdy spragniony tlenu mózg zaczął podsuwać jej odkształcone obrazy jej przyszłości. To tak jakby oglądała film. Nakręcony na podstawie jej życia, używający śmiesznego zabiegu kamerowania w pierwszej osoby. Wciąż jednak był to tylko film. To nie było jej życie. Ta paniczna myśl sprawiła, że ostatkami sił zaczęła walczyć. Chciała żyć. Oddychać. Poznać rzeczy, których nie dane było jej jeszcze poznać. Śmierć wydawała się być pustką, zbyt podobną do tej której doświadczała do tej pory. Co jeśli właśnie tak miała wyglądać wieczność? Na kilka sekund jej umysł przestał działać logicznie, pozwalając się porwać dziwnym rozważaniom na temat życia i śmierci. Jak zabawnie by to nie brzmiało, właśnie ten moment wydawał się jej być jedyną realną rzeczą, która się jej do tej pory wydarzyła. Woda wypełniająca płuca, nerwowe szamotanie się, aż w końcu chwila, w której uświadamiasz sobie, że nie ma ratunku. Niewyraźne uczucie ulgi rozpłynęło się po jej ciele. Jakby już kiedyś tego doświadczyła. Jakby kiedyś pragnęła umrzeć tak bardzo jak teraz pragnęła żyć. Poczuła dotyk na skórze. Krótki impuls elektryczności. Zbyt słaby by przywołać głos rozsądku i oderwać się od szaleństw przytłoczonego natłokiem wydarzeń umysłu. Wystarczająco silny, by złapała się go jak ostatniej deski ratunku (którą zresztą był). Łapczywie ukradła powietrze z jego ust. Walczyła o życie. Gdyby tylko myślała teraz logiczniej, przestraszyłaby się że pociągnie go na dno ze sobą. Nie myślała o tym. Uczucie paniki było dużo silniejsze. Woda wyparła ich na powierzchnię. Obmyła z niej obłęd. Nie była jeszcze w stanie podziękować, nie poczuła nawet wdzięczności. Szok, którego doświadczyła sprawił, że kurczowo złapała się jedynej rzeczy, która wydawała się być w tym momencie stała. Wszystko inne miało przyjść z czasem.
|
| | | | |
Similar topics | |
|
| Permissions in this forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |