| Zaczarowany Las | Zachowane wspomnienia: 100% MOJA HISTORIA TO : Prastara istota
☆ Punkty magii : 715
☆ Liczba postów : 354
Zaczarowany Las Czw 8 Lis - 18:43 | |
| |
| | Zachowane wspomnienia: 0% MOJA HISTORIA TO : Baśń o Rybaku i Złotej Rybce
☆ Zwano mnie : Złota Rybka
☆ Zawód : pływam na pełen etat
☆ Punkty magii : 52
☆ Wiek : kto by to liczył
☆ Liczba postów : 10
Re: Zaczarowany Las Pon 26 Lis - 0:25 | |
| /pierwszy post, Rybkowi nie działa magia i genetyka (genetyka zadziała w kolejnym wątku, bo wypadło 4) Ile to już minęło? Kilka dni? Tygodni? Coś w tym stylu, a przynajmniej tak to odczuwał syren z łuskami o złotej barwie. A raczej nie odczuwał, bo gdy cudem udało mu się uniknąć klątwy rzuconej na magiczne krainy, jego głowę bardziej zaprzątało to, ile przy okazji pozbawiło go to jego własnej magii. Niedawno jeszcze umiał podnieść z dna morza lądy, które nigdy wcześniej nie należały do suchego lądu, a teraz nie wysiłek sprawiało mu stworzenie jebanego kamienia. No i oczywiście na samym szczycie zmartwień, które go dopadły, pojawiła się opcja, że przez przypadek został jedyną "inteligentną" formą życia wśród magicznych wymiarów, a chuj wie, co się stało z Rybakiem i jego Żoną. Jakby nie wystarczało, że zrujnował im życie, to jeszcze pewnie stracił możliwość naprawienia swoich błędów. W tym miejscu wypadałoby powiedzieć brzydkie pięcioliterowe słowo na "k", które rymuje się z "niurwa". Ale ale! Z dobrych wieści, gdy syrenek z depresją myślał, że poziom jego życia osiągnął dno porównywalne z rowem Mariańskim, doszła do niego wiadomość niosąca nadzieję. Nieważne czy to była mewa, telepatia, posłaniec, czy inna bańka niczym od wróżki ze Shreka. Być może po prostu spotkał inną, nieco mniej zagubioną duszę, która poinformowała go o miejscu, gdzie mogą zacząć coś planować, jakoś to odkręcać. Spotkanie na polanie, zaczarowany las, odnotowane. Czas wyruszyć w drogę. I tu pojawia się kolejny problem. A mianowicie klątwa nie tylko namieszała mu w magicznych mocach, ale i w syreniej gospodarce hormonalnej czy coś. Jakby miało go zmienić z człowieka, ale tego uniknął i teraz niby ma ten swój syreni ogon, ale nie płynęło mu się tak szybko, jak niedawno, a i pojawiła się też obawa o utonięcie. Zapalenie skrzeli to nie przelewki, ale na bóstwa morskie! Jakby tu wrócili i zobaczyli utopionego syrena, to on by musiał jako martwy się jeszcze raz zabić, aby nie przeżywać pośmiertnego wstydu! Dlatego skupmy się teraz na siedmiu rzekach płynących w każdej baśni, która rozgrywa się w zaczarowanym lesie. Pal licho, że od słodkiej wody dostanie znów łupieżu między łuskami. Jeżeli miał możliwość odzyskać moce, zdrowie, albo przywrócić tu Rybaka i jego Żonę, aby odbudować ich wspólne szczęście... Kilka dni swędzenia będzie tego warte. Płynął w górę rzeki powoli. Miał nadzieję zobaczyć gdzieś na brzegu kogoś innego, zmierzającego podobnie jak on na spotkanie na polanie (hehe). Będąc tak osłabionym, podróż zajęła mu pewnie kilka dni, więc pojawiła się kolejna obawa, że być może go znowu wszystko ominęło. I w momencie, gdy pojawiała się u niego kolejna nuta paniki, usłyszał za sobą w szuwarach jakiś szelest. Na sekundę zanurzył się w wodzie, aby zmyć z siebie oznaki suchości i przybrać swoją naturalnie przywdziewaną maskę zdystansowania i obojętności. Teraz... co to było? Lis, jeleń, a może @Wilk? Oh! To jakaś ludzka dziewczyna! Albo kobieta. Syren nie widział między nimi większej różnicy. Tak czy siak, Złota Rybka zawołał do niej: - Witaj! Ty też zmierzasz na polanę? Nie wiesz może, jak jeszcze jest to daleko?To nie tak, że jej ufał. Bo nie ufał na pewno, był na to podobno zbyt mądry. Zdawał sobie jednak sprawę, że czy tego chce, czy też nie, będzie zmuszony grupowo działać, aby odczynić rzuconą na magiczne krainy klątwę. |
| | Zachowane wspomnienia: 0% MOJA HISTORIA TO : Czerwony Kapturek
☆ Zwano mnie : Eleanor Lupus (Wilk)
☆ Zawód : Zielarka
☆ Punkty magii : 154
☆ Wiek : 27
☆ Liczba postów : 9
Re: Zaczarowany Las Pon 26 Lis - 16:42 | |
| #2Kolejny dzień. Kolejny w tym cichym, niemalże już opustoszałym świecie. Skutki uboczne klątwy z początku nie stanowiły większego problemu dla Eleanor. Ot, mniej miejscowych zawracało jej głowę, dzieciaki już nie nękały jej swoimi piskliwymi głosikami niosącymi się między drzewami Zaczarowanego Lasu, a cała kraina wyglądała na spokojniejszą i szczęśliwszą. Ale był też powód, który Wilczycę radował najbardziej; mniejsza ilość ludzi oznaczała większą jej swobodę. Łowcy wilczych skór mogli przepaść, zniknąć i już nigdy nie wrócić, a wtedy ona... Oj tak, najadłaby się co nie miara, choć... No właśnie. Ludzi tak mało. Dzieci tak mało. Któregoś dnia uzupełnią braki w populacji, ale przecież ileż można głodować? Co gorsza, ostatnio nasiliły jej się nietypowe zachowania, dziwne pory przemiany, ba! niecałkowite przemiany, a nocami nie nawiedzały jej koszmary z przebitkami polowań. Miała wrażenie, że niektóre z tych wspomnień po prostu zachowują się w jej głowie. I to ją przerażało. Bardziej niż absolutny brak kontroli nad wilczym stanem. Nie chciała wiedzieć, pamiętać, myśleć i bić się z instynktami. Tak żyło się łatwiej. Teraz nadszedł czas na zmiany, a ona ich nie lubiła. W Bajkowej Krainie wszyscy odczuwali chaos i widoczne to było nawet zza okna jej małej chatki. Ci, którzy ocaleli od kilku dni przemykali po leśnych ścieżkach, gdzieś ich wyraźnie ciągnęło, tylko po co? Rozumiała, że coś ją omijało, a ręce na samą myśl dygotały w rozdrażnieniu. Coś knuli. Kto? Dobro? Zło? Czy taki podział naprawdę miał sens? Nie zależało to przypadkiem od punktu widzenia albo chociaż znajomości tego najczarniejszego charakteru? Nie. Oczywiście nikt nie próbował się w to zagłębiać. Byli źli. Ach. Jak cudownie to brzmiało. I skoro była zła, to musiała położyć swoje ciemne pazurki na do porzygu dobrych planach. W powietrzu wisiało coś nieprzyjemnego. Tego dnia narzuciła na siebie wiśniową pelerynę i opuściła chatkę udając się jedną z głównych ścieżek w Zaczarowanym Lesie. Najbliższe okolice znała już niemalże na wylot, ale i tych dalszych wraz z mijającym czasem powoli się uczyła. Toteż nie było dla niej dziwnym, kiedy droga nagle się urwała, przeszła w najzwyczajniejsze na świecie runo leśne, które kawałek dalej zdobiły krzewy kolorowych jagód. Piękne i jakże zabójcze. Wystarczyło kilka nieopatrznie zjedzonych, a do innego świata można było się przenieść nie tylko dzięki równie uroczej, jak i podstępnej pannie Dzwoneczek. Eleanor ostrożnie przecisnęła się między krzewami, bo to właśnie za nimi droga wznawiała swój bieg, tuż przy korycie rzeki, a jej oczy szybko powędrowały na nietypowego dla tej okolicy przedstawiciela Syren. Świat się kończył. Ale zabawa dopiero zaczynała. A więc i ty kierujesz się na polanę? Świetnie. Jednak i rybki czasem coś pożytecznego powiedzieć mogą. Pociągnijmy ją jeszcze za płetwy. - Wilk na szybko przeanalizowała sytuację w myślach i nie każąc @Złota Rybka czekać, posłała mu jeden ze swoich uroczych uśmiechów. - Na polanę? Oczywiście, wszyscy tam zmierzają. Ta rzeka przepływa niedaleko niej. Chyba masz za sobą długą drogę? - Podeszła bliżej brzegu, bacznie lustrując go swoim spojrzeniem, choć mimo wszystko pragnąć pozostać "naturalnie, nie nachalnie" ciekawą. - Ale nie tylko ty jeden. Każda pomocna płetwa... To znaczy dłoń się przyda.Celowo unikała przedstawienia się. Syrena czy nie, pewności nie miała kim był. Magią wszystko można tu zatuszować. Tylko kto słyszał o szarej myszce, Eleanor Lupus? Nikt. O Wilku już prędzej. Czy można było ich połączyć? Chyba... Chyba jeszcze nie.
Ostatnio zmieniony przez Wilk dnia Wto 27 Lis - 11:38, w całości zmieniany 1 raz |
| | Zachowane wspomnienia: 100% MOJA HISTORIA TO : mity greckie
☆ Zawód : szukam guza
☆ Punkty magii : 141
☆ Wiek : dużo
☆ Liczba postów : 3
Re: Zaczarowany Las Pon 26 Lis - 23:46 | |
| Coś wisiało w powietrzu. Najpierw zawiodła go siła, tuż po tym miecz. Nie zamierzał czekać, co zawiedzie jako kolejne. Robił to, co zawsze, a zarazem to, co wychodziło mu najlepiej: szukał zaczepki. Wpierw tam, gdzie było o to najłatwiej - na Olimpie. Ale tak, jak każda potrawa jedzona codziennie w końcu się nuży, tak i jego znudziło to, co mógł tam zastać i postanowił szukać szczęścia gdzie indziej, w innych krainach. Stale brakowało mu wrażeń; wojny nigdy nie było dosyć. Tam gdzie niezgoda, tam kręcił się i on, oczekując krwawych rozwiązań konfliktu, często na próżno. A potem zaczęli znikać. Początkowo niezbyt się tym przejął.Tak już czasem bywało; jedni się pojawiali, drudzy znikali. Nie zawsze oznaczało to zniknięcie na zawsze. Migracje były powszechne. Skoro on przemieszczał się pomiędzy krainami, dlaczego nie mieli tego robić inni? Za stary był już na siedzenie w jednym miejscu. Bajkowe krainy często słynęły z panującego tam pokoju. Wtedy wędrował dalej, w poszukiwaniu miejsca, gdzie nie wszystko było takie proste. Zabawił dłużej wszędzie tam, gdzie można było podpiąć się pod jakiś konflikt. Ale im więcej osób z dnia na dzień znikało, tym wszystkie spory i konflikty przygasały na sile. Kłótnie stawały sie mniej zażarte, coraz rzadziej prowadzące do wojny. Bo nie było jej z kim prowadzić. A potem zniknęła ona, a żarty się skończyły. Wychodziło na to, że czas zarzucić samotny żywot i spojrzeć prawdzie w oczy - dopóki kryzys nie zostanie zażegnany, dopóty oni nie odnajdą spokoju. Czy to znaczyło, że będzie musiał ponownie złączyć siły z bratem? Czy znaczyło to, że trzeba będzie odłożyć stare niesnaski na bok? Najwyraźniej. To, co najbardziej go interesowało, zeszło na boczne tory. I pewnie dlatego koniec końców wylądował dzisiaj w drodze na nieszczęsną, Zaczarowaną Polanę. Nigdy w nic się nie angażował. W każdym razie w nic poza bezsensowną wojną i okrucieństwem. Dlatego nie czuł się wcale dobrze z tym, że podążał ścieżką, niewyraźnie wytyczoną wśród drzew, nie wiedząc, czego może się spodziewać. Wiedział natomiast, czego chce. Chciał, by matka jego dzieci wróciła tu z powrotem, nawet jeżeli nie mógł liczyć na to, że cokolwiek poza jej obecnością z tego wyniknie. Jak zawsze nieuchwytna; potrzeba było jej zniknięcia by Ares pomyślał sobie, że dobrze byłoby coś ze zniknięciami zrobić. Poza tym brak możliwości normalnego funkcjonowania wcale nie ułatwiał mu sprawy. Nie uszedł daleko, gdy jego uszu dobiegły głosy. @ZŁOTA RYBKA I @WILK rozmawiali gdzieś w oddali; Ares przystanął, by przysłuchać się ich wymianie zdań. Wszyscy tam zmierzają. Nie mijało się to z prawdą, w końcu sam tam podążał. Czy chciał być pomocną dłonią? Nie, chciał być tym, który będzie się przyglądać, jak rzucają się sobie do gardeł. Chciał. To dobre określenie; chciał, ale później zaginęła Afrodyta, a widzimisię musiał pozostawić za sobą. Już nawet brak swojej siły jakoś by zniósł; porażka nie była mu obca w smaku. Ale gdy zaginął ktoś, na kim mu przecież w jakimś stopniu zależało, sprawy zmieniły obrót. Przystanął w cieniu zarośli. Nie znał drogi dokładnie, @Hefajstos gdzieś przepadł. Jakoś musiał się dostać na polanę, więc postanowił podążać tropem tych, których dostrzegł przed sobą. |
| | Zachowane wspomnienia: 0% MOJA HISTORIA TO : mity greckie
☆ Zawód : szukam żony
☆ Punkty magii : 136
☆ Liczba postów : 6
Re: Zaczarowany Las Sro 28 Lis - 20:54 | |
| rzutDłoń Hefajstosa odnalazła drogę do kieszeni starej kurtki. Zatrzymał się w drodze po trakcie, by wyciągnąć jedną zasuszoną gałązkę i przyjrzeć się jej przez chwilę. Zaklęta w czasie i przestrzeni wciąż wyglądała tak samo jak w dniu, w którym zabrał ją z Olimpu, odciągając myśli władcy ognia ku chwilach, gdy wodził spojrzeniem za muślinowym materiałem. Delikatne białe płatki zdobiły skronie przechadzającej się po pałacu bogini, aż nie trafiła nad idealnie rzeźbione oczko wodne, przy którym spoczęła, jeżdżąc palcem po cichej tafli wody. Przyuważyła to jak się jej przyglądał i uciekła wzrokiem, choć jej usta wykrzywiły się w szczerym uśmiechu pełnym żywego zawstydzenia. Pamiętał ten obraz, potrafiąc przywołać go przed sobą z łatwością, mimo że czas starł najsilniejsze mury w proch od tamtego dnia. Popołudnie przed wielką burzą - odkryciem zawstydzającej zdrady. Było to wspomnienie zarówno piękne jak i brutalnie tnące do żywego. Jednak czy nie było tak od zawsze? Jego niemalże ziemski żywot w porównaniu z boskością Afrodyty wykluczały się wzajemnie, każdej chwili wystawiane na próby. Uwięziony we własnym umyśle Hefajstos próbował przełożyć tamtejsze wydarzenie na inne światło, lecz nie potrafił. Musiały minąć tysiąclecia, żeby żal zmienił się w gorycz i smutek - tak typowy dla patrona rzemieślników. Zdawać by się mogło, że zapomniał, pozwalając, by jego ludzka cząstka odżyła w nim na nowo. Opuścił Olimp, chcąc odciąć się od złudnego piękna i zaczął tułaczkę, przechodząc z wioski do wioski, z krainy do krainy ucząc i pomagając. Niekiedy spędzał w jednym miejscu kilkadziesiąt lat, lecz gdy widział, że nie potrzebowano go, odchodził. Nauczył się tego spokojnego życia, chociaż nigdzie nie znalazł swojego miejsca. Obszedł praktycznie każdy zakątek, by wrócić do Teb i tam osiąść, odczuwając pewną ulgę w znajomych sobie okolicach. Był zmęczony i chciał zwyczajnie poczuć jak opuszczają go siły, by zasnąć i nigdy już się nie obudzić, lecz Los miała inne plany. Szukanie zaginionych wciągnęło całe miasto, kraj, krainę - gdy okazało się, że nie tylko oni mieli z tym problem, wybuchnęła panika. Pozostali starali się dowieść prawdy - początkowo w pojedynkę, później w grupach. Hefajstos ruszył od razu w samotną wędrówkę ku górze Olimp, poświęcając kilka dni na dotarcie na szczyt. Pałace były jednak opustoszałe, stoły pozostawione i nietknięte z wystawnymi nań daniami. Wszyscy zniknęli. A Afrodyta wraz z nimi. Mijani wędrowcy opowiedzieli mu o zebraniu, na które zdążali i gdzie mieli dowiedzieć się więcej o zniknięciach najbliższych. Dotychczasowy pozorny spokój w ciele starego boga zachwiał się okrutnie, jednak nie odezwał się do nikogo z zebranych. Mirt już dawno wrócił na swoje miejsce z daleka od spojrzeń innych - nie oznaczało to, że został zapomniany. Uśpiony wulkan czekał, wiedząc, że jego brat już tam był. Nie musiał patrzeć w jego stronę, by to wiedzieć. Obaj nie widzieli się długie wieki, jednak dla nich mogłoby minąć zaledwie parę dni i nie zauważyliby różnicy. Nie podszedł, nie ruszył się. Wypatrywał reszty, którzy nadciągali z każdej strony. Narada Ocalałych musiała się powieść. Musieli odzyskać tych, którzy zniknęli i nie wrócili. |
| | Zachowane wspomnienia: 0% MOJA HISTORIA TO : Czarnoksiężnik z krainy Oz
☆ Zwano mnie : Czarnoksiężnik Oz
☆ Zawód : czarodziej
☆ Punkty magii : 41
☆ Wiek : 30 (kilkadziesiąt)
☆ Liczba postów : 6
Re: Zaczarowany Las Czw 29 Lis - 1:10 | |
| [1] Podróż do Fairylandu przypominała powrót do domu po długim, bardzo długim czasie. Z tymże nie do końca tak było. Przede wszystkim Fairyland przestał być jego domem w pełnym tego słowa znaczeniu. Miejscem, które od lat nazywał domem było Oz. Piękna, niezwykła i egzotyczna kraina położona w Wonderlandzie. Zamieszkujące Oz stworzenia i ludzie byli na swój własny sposób unikatowi. Miewali swoje dziwactwa (chociaż pod tym kątem mieszkańcy Krainy Czarów nieco ich przerośli), jednak im dłużej się wśród nich przebywało, tym bardziej czuło się do nich przywiązanym. Czarnoksiężnik mieszkał wśród nich szmat czasu. Wystarczająco długo, żeby przywiązać się do nich i polubić życie w Oz. Wiele razem przeszli. Wojny, złe czarownice, a teraz jeszcze ta klątwa. Cholerna klątwa, która wyrządziła w magicznym wymiarze większe spustoszenia niż cała armia czarnych charakterów. Czarnoksiężnik nie umiał powiedzieć, jaki sposobem uratował się przed rażąca siłą klątwy. Chciał wierzyć, że zawdzięczał to wybitnemu magicznemu talentowi i ponadprzeciętnym umiejętnościom. Jeśli ostatnimi czasy powątpiewał w swoje zdolności, klątwa stała się paradoksalnie dowodem na to, że w istocie był utalentowanym czarodziejem. W przeciwnym wypadku podzieliłby los większości mieszkańców Wonderlandu. Chyba że nie uratował go talent, lecz zwyczajny łut szczęścia. Zwykły zbieg okoliczności. Nie wykluczał takiego scenariusza... Dość! To nie czas i pora, by wątpić w samego siebie. Nie był nowicjuszem, który dopiero co odkrywa ścieżki magii. Wiedział na co i na ile go stać. Wiedział to, chociaż przyczajone gdzieś w umyśle poczucie, że zawiódł swoją krainę podkopywała jego pewność siebie. Martwił się o ofiary klątwy. Od momentu, gdy zniknęli ze znanego sobie otoczenia, mogło przydarzyć się im milion strasznych rzeczy. Przesadzał, wiedział, że przesadzał. Zmęczenie i przygnębienie kierowało jego myśli w najgorszym z możliwych kierunków. Nie powinien myśleć i reagować w ten sposób. Czyż nie obiecał sobie kiedyś, że więcej już nie pozwoli sobie pogrążyć się w doprowadzającym do obłędu poczuciu winy i niszczycielskiej apatii. Ten jeden raz w zupełności mu wystarczał. Niekończące się rozważania, bitwy z myślami do niczego nie prowadziły. W jego przypadku potrzeba było więcej niż myślenia. Dlatego nie zastanawiał się długo nad przybyciem do Fairylandu. Nie miał zielonego pojęcia, kogo spodziewać się na naradzie zorganizowanej w Zaczarowanym Lesie. Zresztą to bez znaczenia. I tak czuł, że w przypływie desperacji pójdzie na współpracę nawet ze swoim wrogiem. W normalnych okolicznościach budziło to w nim obrzydzenie, ale to nie były normalne okoliczności. Pora schować dumę do kieszeni i pokornie schylić głowę. Gdy tylko postawił nogę na ziemiach Fairylandu nadpłynęły stare wspomnienia. Te lepsze i gorsze lata spędzone w tej krainie. Rodzinna piekarnia. Wędrówki z Mistrzem. Nadal wiele z tego pamiętał, chociaż piekarnia przepadła dawno temu, a Mistrz nie żył od lat. Sam Fairyland wcale nie prezentował się lepiej niż Wonderland. Czarnoksiężnik dostrzegł opuszczone domostwa, zaniedbane parki i ogrody, biegające luzem, pozbawione opieki zwierzęta gospodarskie. Najbardziej przytłaczająca była chyba cisza. Brakowało ludzkich głosów, codziennego miejskiego gwaru i ruchu. Zdarzało się, że napotykał niewielkie grupki tubylców. Jednak nie byli on zbyt rozmowni. Przyglądali się Czarnoksiężnikowi z obawą, jakby spodziewali się, że zaraz sprowadzi na nich następne nieszczęsne. Nie gniewał się za nich. Rozumiał, że zaprzątają ich własne zmartwienia i nie muszą mieć ochoty na pogaduszki z nieznajomymi, niemniej było to przygnębiające. Niemalże z ulgą wszedł na leśną ścieżkę. Las sprawiał wrażenie spokojniejszego. Niezmienionego. W każdym razie, skutki działania klątwy nie były w nim aż tak widoczne, jak w miastach i wioskach. Czarnoksiężnik szedł przed siebie, chłonąć kojący zapach żywicy, drewna i mchu, aż dotarł do zakątka w którym rozlegały się czyjeś głosy. Ostrożnie wyłonił się z zarośli i zorientował, że faktycznie, ktoś już tu był. Zauważył znajomo wyglądająca kobietę w wiśniowej pelerynie oraz zanurzonego w rzece mężczyznę. Zaraz, zaraz - zdawało mu się czy przed oczami właśnie mignął mu syreni ogon? Przeczuwał, że gdzieś w pobliżu znajdują się conajmniej dwie inne osoby, ale nie wtrącały się one do rozmowy ani nie próbowali mocno demonstrować swojej obecności. Ostrożność? - Witajcie... - - odezwał się Czarnoksiężnik. Nie próbował niczego demonstrować. Po prostu zachował wobec nich tą odrobinę uprzejmości. Gdy chciał, to potrafił być bardzo uprzejmy. Witajcie i co dalej? Jak miał nazwać tą zbieraninę postaci. Swoimi towarzyszami? Współpracownikami? Przypuszczam, że natknął się na grupę zbierającą się na naradę, a nie na bandę rozbójników planującą napad na podróżnych. To byłoby dość komiczne i absurdalne. Ostatni rozbójnicy tej krainy nie mieli za bardzo na kogo napadać. Więc... jak zwrócić się do tej gromadki? - Zacni Panowie i Pani - dokończył zdanie. Udało mu się jakoś wybronić. Użył sztywnego, dyplomatycznego zwrotu, ale lepsze to niż urwać swoją wypowiedź w połowie - Mniemam, że wy także stawiliście się na naradę odnośnie "problemu" trapiącego nasze krainy. Mocniej zacisnął palce ma złoconej główce smoka. Zachowaj spokój i dobre maniery. Bądź rozsądny. Liczy się współpraca, nie walka i podejrzliwość. @Wilk @ZŁota Rybka @Ares @Hefajstos |
| | Zachowane wspomnienia: 100% MOJA HISTORIA TO : Prastara istota
☆ Punkty magii : 715
☆ Liczba postów : 354
Re: Zaczarowany Las Czw 29 Lis - 2:59 | |
| Jedna z mniej znanych czarownic postanowiła, że to właśnie ten czas. Czas, żeby złamać zaklęcie Dzwoneczka i przywrócić wszystkich do domu. Bez wszystkich postaci te krainy wydawały się puste. Tak nie mogło być dalej. Musieli odnaleźć Strażnika, który pokrzyżował plany wróżki, żądnej całej magii świata. Wiadomość o spotkaniu rozeszła się w bardzo szybkim tempie. Postacie dobre albo złe. To nie miało znaczenia. Ważne było, ze trzeba coś ustalić. I działać. Nikt nie wiedział, gdzie jest Millie Fleming. Znienawidzona i wzgardzona przez wszystkich dziewczynka, która mogła być kluczem do rozwiązania problemu. Kobieta kręciła się po miejscu, gdzie zarządzono zebranie od dłuższego czasu. Chodziła w kółko, myśląc od czego znaleźć. To wcale nie była jedna z tych łatwych sytuacji, które można rozwiązać w chwilę. Próbują już tyle lat, a ich działania zawsze kończą się niczym. Nagle usłyszała jakieś głosy, które były coraz bliżej. Uśmiechnęła się widząc przybyłych. - Moi drodzy! Miło was widzieć.- uśmiechnęła się do nich.- Złota Rybko. Wilku. Aresie. Hefajstosie. I ty, Czarnoksiężniku. Mam nadzieję, że jednak wszyscy się stawią.- pokiwała głową i nagle poczuła dziwny przepływ magii. Coś się wydarzyło. Wolała jednak nie poruszać na razie tego tematu. Zajmą się tym w następnej kolejności!
Każda postać ma 48 godzin, żeby odpisać na post. Po tym czasie, pojawia się następny post MG! |
| | Zachowane wspomnienia: 0% MOJA HISTORIA TO : Baśń o Rybaku i Złotej Rybce
☆ Zwano mnie : Złota Rybka
☆ Zawód : pływam na pełen etat
☆ Punkty magii : 52
☆ Wiek : kto by to liczył
☆ Liczba postów : 10
Re: Zaczarowany Las Pią 30 Lis - 1:06 | |
| Uśmiechnął się serdecznie do nowo poznanej mieszkanki lądu, starając się odwzajemnić serdeczność, jakiej mu udzieliła. Czy skoro ona podeszła do brzegu, to on teraz powinien podpłynąć bliżej? O ile w teorii spędził wiele lat, żyjąc na suchym lądzie, tak kwestie etykiety nigdy nie zaprzątały mu za bardzo głowy. Jak głęboko się kłaniać, jak blisko podpływać (znaczy podchodzić): na lądzie łatwiej upaść i wpaść na kogoś w sposób co najmniej niestosowny. Dlatego, jeżeli wykona jakieś faux pas to należy mu wybaczyć, bo nauka magii wymagała od niego większego zaangażowania, aniżeli badanie różnic kulturowych. I tak musiał dbać, aby nie zapomnieć tego, co mu wpojono za dzieciaka. A i tak przez tę klątwę wszystko jebło i był teraz kiepskim i w dodatku niedostosowanym społecznie czarodziejem z płetwami. A jako że Tryton powybijał większość jego pobratymców z dostępem do magii, to pewnie został ostatnią istotą, chociaż odrobinę ogarniającą kulturę syren. Fajnie, prawda? Wracając tematu do dziewczęcia na brzegu rzeki. Syren na wznak uprzejmości również podpłynął bliżej. Rzeka była na tyle głęboka, że nie musiał ugrzęznąć na mieliźnie. Jednocześnie starał się ukrywać pod wodą kolor swojej łuski, który mógłby zdradzić jego tożsamość (choć pewnie przez przypadek zdarzyło mu się je zaprezentować powierzchni, przecież zwyczajna woda jest raczej słabym kamuflażem). Licho wie jak daleko i jakie plotki o nim, mogły dotrzeć do tej jego nowej znajomej. Zakładając, że ktoś jeszcze o nim pamięta. - Mój gatunek płynąc, nie przykłada szczególnej uwagi na drogę i jej długość - odparł dość sztywno. Mamy zawsze mówiły dzieciom, aby nie ufać nieznajomym. Mimo wszystko starał się zachować pozory jakiejś tam grzeczności - Poprowadziłabyś mnie z brzegu ku miejscu, gdzie ma odbyć się to spotkanie? W tym momencie ni stąd, ni zowąd pojawił się i zaskoczył go kolejny wędrowiec. Złota Rybka nim zdążył pomyśleć, uniósł rękę, aby stworzyć w niej jakiś magiczny czar ofensywny. Niekoniecznie aby uderzyć, po prostu odruch mający go przygotować na ewentualny atak z drugiej strony. Skończyło się jednak wyłącznie na puszczeniu kilku żółtych dymków. Oczywiście. Jest teraz po prostu cieniem siebie sprzed jakiegoś czasu, ale teraz wszyscy dookoła dowiedzą się o jego bezużyteczności. Życie jest piękne, nieprawdaż? Opuścił dłoń. - Witaj nieznajomy - powitał nowego przybysza, uśmiechając się dość sztucznie i wbijając w niego wzrok - pozostało nas tym świecie tak mało, że wyboru raczej nie mamy prawda? Mężczyzna znajdował się zbyt daleko, aby Rybka mógł mu się dokładnie przyjrzeć i ocenić z kim ma do czynienia. Nie zamierzał jednak zrezygnować z minimum przyzwoitości. W końcu mają wspólny cel. Prawda? Szybko jednak wtrąciła się czarownica-organizatorka spotkania, która ich powitała i nazywając obecnych tu z imion i ksywek. Chyba cel ich podróży musiał być wyjątkowo blisko, za krzakami, czy drzewami, czy coś. W sensie tuż obok. Co za szczęśliwy zbieg okoliczności. Jak widać grono nowych znajomych z ukrycia zasilali też greccy "bogowie", którzy nie czuli potrzeby, aby wyjść przed szereg i zrobić dobre wrażenie na nowych kolegach. Szkoda, ale czego się spodziewać po rodzie magicznym, który każe się czcić? Ryba zacisnął zęby i odwrócił się do kobiety z miną, jaką chwilę temu zaserwował... komuś. W sensie mężczyźnie. Chyba to będzie Czarnoksiężnik, jeżeli uznamy stereotypowy atrybut laski, jako wskazówkę. Nie mniej, syren się oczywiście do niej odezwał: - Witaj... czarownico. Zebranie w sprawie klątwy się jeszcze nie rozpoczęło, jak rozumiem? W tym momencie i Złoty poczuł dziwny przepływ magii w jakimś otoczeniu. Całe szczęście, że nie potrzebował do tak prostych czynności nawet swoich zasobów magicznych: taka wrażliwość była chyba możliwa do wyćwiczenia, przez każdego dość wytrwałego ucznia. Syren jednak odruchowo i dość gwałtownie się poruszył, jakby miał dostrzec źródło magii gdzieś w pobliżu. Nawet jak są na to marne szanse. |
| | Zachowane wspomnienia: 0% MOJA HISTORIA TO : Czerwony Kapturek
☆ Zwano mnie : Eleanor Lupus (Wilk)
☆ Zawód : Zielarka
☆ Punkty magii : 154
☆ Wiek : 27
☆ Liczba postów : 9
Re: Zaczarowany Las Pią 30 Lis - 16:19 | |
| Nie dane było jej przeprowadzić spokojnej rozmowy z mężczyzną z ogonem. Nie od dziś jej wilcze zmysły wariowały, stąd nie było dziwnym, że dostrzegła lub raczej wyczuła obecność jednego z ukrytych mężczyzn, podczas gdy o drugim wcale nie miała pojęcia. - O-oczywiście, to niedaleko - zdążyła jeszcze odpowiedzieć Rybce, nim pojawił się znajomy jej Czarnoksiężnik Oz. Była roztrzęsiona, coraz baczniej obserwowała otoczenie i dało się wyraźnie zauważyć, że coś jest nie tak. Kim był mężczyzna ukryty w lesie? Czy to jeden z łowców? Powinna się obawiać? Uciekać czy jednak go zaatakować pierwsza, korzystając z momentu zaskoczenia. Przecież nikt nie mógł wiedzieć, że była Wilkiem, prawda? Gówno prawda. Przeklęta, zawszona, k... kobieto. Niech cię szlag. Och, jakże była zadowolona z nowej towarzyszki. Och, och. Nic tylko skakać z radości. Bo przecież na czole miała wypisane, że to nikt inny a właśnie ona była Wilkiem! Brawa dla tej pani! A teraz uważaj, żebyś źle stopy nie postawiła. Jeszcze ci coś ją skręci Coraz szybszy obrót spraw sprawiał, że stroszyła się i kręciła nosem na te nowinki. Tłumy ją przytłaczały, ale też... Stanowiły smakowitą ucztę. Ale w tym momencie to jej irytacja królowała, nie mogła się nijak powstrzymać. Z przerażeniem wyczuła niekontrolowane drgania swojego lewego przedramienia, a to nie wróżyło nic dobrego, więc czym prędzej skryła je pod wiśniową peleryną. Nikt nie miał prawa zauważyć wyrastającego na nim wilczego futra. Milczała, przesuwając wzrokiem po twarzach ujawnionych zgromadzonych. Nie w jej gestii leżało przywrócić ten obrzydliwy ład, ale... Mogła poznać sposób na pokrzyżowanie im planów lub... Wykorzystanie ich do własnych celów. Ratunek nie istniał. Sprowadzenie do bajki wszystkich skutecznie to wykluczało. Więc może istniał sposób, by tylko część, może nawet ci wybrani, wrócili? Nadeszła pora pomęczyć panią-wiem-wszystko swoim wcale-cię- nie-lubię charakterem. - Wiesz jak ich sprowadzić czy nie? Chcesz sprowadzić wszystkich? Dlaczego uważasz, że każde z nas obdarzy się tu zaufaniem, skoro nawet nasi mężni bogowie boją się wyjść z ukrycia? I dlaczego to właśnie tobie mamy zaufać? Daj mi powód. - Nie chciała owijać w bawełnę, zapewne wyraziła myśli tu zebranych, którzy ze względu na pożal się borze maniery tego unikali. Zabawni jesteście, robaczki... |
| | Zachowane wspomnienia: 100% MOJA HISTORIA TO : Prastara istota
☆ Punkty magii : 715
☆ Liczba postów : 354
Re: Zaczarowany Las Czw 6 Gru - 19:02 | |
| Sytuacja w ich świecie robiła się coraz gorsza. Czasu było coraz mniej, żeby złamać klątwę i z powrotem wszystkich sprowadzić. Miała nadzieję, że w krótkim czasie od puszczenia wici o spotkaniu pojawią się wszyscy. Może za szybko zaczęła? Nie miała jednak czasu, żeby nad tym teraz myśleć. Musiała się cieszyć, że mimo wszystko ktoś się pojawił. Zdawała sobie sprawę z tego, że nie wszyscy chcą tutaj wszystkich z powrotem. Mogła się tylko cieszyć, że najczarniejsze charaktery zostały wciągnięte przez klątwę do ludzkiego świata. Dzięki temu nikt nie siał zniszczenia w każdej krainie i inni mieli do czego wracać. Musiała dbać o porządek i tego samego oczekiwała od reszty. Spojrzała na @Złota Rybka i pokręciła głową. - Dopiero zaczynamy. Mam nadzieję, że jeszcze ktoś sie zjawi.- uśmiechnęła się łagodnie. Była dobra, więc z natury w każdym widziała dobro, ale powoli, mimo swojego entuzjazmu, który miała, bała się, że może im się nie udać. - Wilczyco, tak, chce wszystkich sprowadzić. Musimy znaleźć artefakty naszych strażników. Tych, których zabił Dzwoneczek. Udało mi się na razie namierzyć jeden, ale liczę na to, że wspólnymi siłami znajdziemy resztę.- uśmiechnęła się do @Wilk. - Nie musisz mi ufać, ale mam nadzieję, że tak samo jak ja chcesz sprowadzić naszych przyjaciół z powrotem.Liczyła, że tak było, a jeśli nie, to co ona mogła? Na razie liczyło się, żeby znaleźć te wszystkie artefakty. Wiedziała, że dalej posiadają w sobie potężną moc, a potem muszą rzucić zaklęcie. |
| | Zachowane wspomnienia: 0% MOJA HISTORIA TO : Jezioro Łabędzie
☆ Punkty magii : 146
☆ Liczba postów : 5
Re: Zaczarowany Las Pią 14 Gru - 21:09 | |
| Szok, jakiego doznał książę, był równie traumatyczny, co rzucenie na niego klątwy… Gdzie on jest? Gdzie jest mój książę? Czy gniew Rothbarta dosięgnął go aż tutaj? To nie mogła być jego wina, a może… Nie, nie mógł o tym myśleć, dniem i nocą szukał Dereka w całym lesie, bezustannie wołając jego imię, które odbijało się jedynie echem. Łzy nieraz zaszły oczy Odette, spływając po polikach przez kolejną noc, zaś za dnia prowadził smutną, łabędzią kolumnę niczym na pogrzeb. Z każdym dniem tracił nadzieje, jego serce natomiast powoli pękało. Czuł, że nie będzie w stanie już nikogo pokochać, tak, jak pokochał tamtego księcia w momencie, gdy tylko go zobaczył. Lecz doszły go radosne wieści. Jeden z łabędzi usłyszał o spotkaniu, które miało się odbyć w lesie. Ileż szczęścia i nadziei pojawiło się sercu młodego księcia, gdy po nieprzespanych dniach i nocach usłyszał tę wiadomość! Może tam mu pomogą? Może właśnie tam powiedzą mu, gdzie zniknął jego książę… Czym prędzej zerwał się z miejsca, by biec na miejsce, w którym zebrać się miała cała reszta osób oraz istot. Najważniejsze by zdążył przed pierwszymi promieniami Słońca, tylko tyle było mu trzeba… Tym razem to ja Ciebie znajdę, czekaj na mnie. Gdziekolwiek jesteś… Odnajdę Cię. Jedyne myśli Łabędzia były związane tylko z nim. Miłość zaćmiła mu oczy? Może… Może to prostu oddanie przysługi, w końcu sam został odnaleziony właśnie przez niego… Nieważne, musiał się tam dostać jak najszybciej! Przedzierał się przez dziki las, w którym nie brakowało magii. Pewnie w normalnych okolicznościach nieraz by się już zatrzymał, by podziwiać piękno przyrody, lecz teraz gnał, jak najszybciej w kierunku polany. Im dalej był od „swojego” jeziora, tym coraz bardziej dyszał. Nawet nie patrzył, ile dzikich krzewów róż starało się przekłuć jego skórę, nie zwracał uwagi na drapieżne ptaki w konarach wysokich drzew czy migoczące w oddali, złote ślepia, nie było to teraz ważne.
W końcu jednak dotarł. Gdzieś między drzewami zauważył pierwsze sylwetki nieznajomych, to musiało być tutaj! Wyłonił się po pewnej chwili spomiędzy drzew, dysząc ciężko. Musiał odetchnąć, złapać oddech. Podparł się o jeden z konarów drzew, opierając o niego czoło. - Czy wy… Czy to tutaj ma nastąpić to spotkanie? - zapytał przejęty, wciąż łapiąc oddech. Dopiero spojrzał na zebrane tutaj osoby, nikogo z nich nie poznawał, lecz pozwolił swojemu sercu zdecydować, że muszą być przyjaciółmi… Przynajmniej teraz, w związku z tą całą sprawą. - Wiecie coś? - zapytał nagle, patrząc na każdego. - Wiecie, gdzie zniknęli? Ja… Ja muszę go odnaleźć… Potrzebuję go, ja… - zamilkł na moment, spuszczając głowę. Wziął kilka spokojnych wdechów, musi się uspokoić jeżeli chce cokolwiek zdziałać. - Przepraszam. W takiej chwili zdaje się, że zapomniałem o jakichkolwiek manierach… Jestem Odette i… Poszukuję księcia Dereka. - powiedział w końcu na spokojnie, starając się jakoś utrzymać emocje na wodzy. Jak mu to wyjdzie? Ciężko powiedzieć. |
| | Zachowane wspomnienia: 0% MOJA HISTORIA TO : Czerwony Kapturek
☆ Zwano mnie : Eleanor Lupus (Wilk)
☆ Zawód : Zielarka
☆ Punkty magii : 154
☆ Wiek : 27
☆ Liczba postów : 9
Re: Zaczarowany Las Pon 17 Gru - 14:15 | |
| Wilczyca bacznie mierzyła wzorkiem wiedźmę, lecz zerkała również na gromadzonych, szczególnie podczas wypowiadanych przez wiedźmę słów. Chciała wiedzieć, jak się do nich odnoszą, kto będzie większym pożytkiem niż kulą u nogi, kogo może wstępnie obdarować odrobinką wilczej sympatii. Miny obecnych jednak niewiele zdradzały... Ona sama biła się z myślami czy chciała sprowadzać resztę bajowego świata z powrotem, czy jednak nie. A może oni nie chcieli wracać? Może gdzieś tam było lepiej i należało jedynie dowiedzieć się, jak się do nich dostać! Czy istniała taka możliwość? Sama na pewno nie miała wiedzy ani też mocy, by działać. Poszukać ostałej w bajce Złej Królowej? Któraś z tych choler musiała się gdzieś ukryć! A co jeśli była osaczona przez - zauważalnie wzdrygnęła się na samą myśli - dobro? Ohyda. - Nie przeszło nikomu przez myśl, a szczególnie tobie, wiedźmo, że ci, którzy będą maczali palce w odnalezieniu artefaktów zabitych strażników, sami później staną się... martwi? - Wizja śmierci w dziwny sposób ją przerażała. Ludzka natura brała górę. Wtem zjawił się spóźniony jegomość. Wiedźma miała rację, będą jeszcze następni, może jakieś znajome twarze... - Spokojnie. Wdech. Wydech. Wdech. Wydech. W tym stanie nie uratujesz nawet zapłakanego kota z drzewa - wyszczerzyła swoje kły. O tak, biedny, zagubiony i zakochany po uszy... To był naprawdę łatwy łup do manipulacji - ta myśl cieszyła ją znacznie bardziej, niż to po sobie okazywała. Jej wewnętrzny Wilczek machał ogonem w euforii. - Witaj, Odette. Ja jestem Eleanor, choć może bardziej rozpoznawana jako Wilk - Wiedźma i tak wygada, nie było co milczeć. Na nią też teraz skierowała swój wzrok. - Mamy jakieś wskazówki? Magiczne rymowanki, które pomogą nam odnaleźć artefakty? |
| | | | |
Similar topics | |
|
| Permissions in this forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |