Lucifer R. Ward Pią 19 Gru - 0:14 | |
| Lucifer Rex Ward Za górami, za lasami, żyła niezwykła postać zwana Rumpelstiltskin, której przygody spisano w księdze o Rumpelsztyku. Zamieszkiwał Królestwo Fairyland, gdzie praktykował czarną magię. Sielanka została przerwana, gdy nad królestwem Fairylandu pojawiły się ciemne chmury, straszna klątwa, która wymazała wszystkim pamięć. I choć postać ta nie uczestniczyła w rzucaniu strasznego zaklęcia, zmuszona była do rozpoczęcia zwykłego życia w Lanville, pamiętając swoje poprzednie życie w czterdziestu procentach. W miasteczku znacie go jako czterdziestoczteroletniego mieszkańca, zwanego Lucifer Ward (ft. Tony Ward). Zamieszkuje dzielnicę East Valley, pracując jako właściciel kliniki psychiatrycznej.
| Ktoś z taką przeszłością nie może być dobrym człowiekiem, takie przeżycia kształtują tylko potwora. Nie pozostało w nim nic z szczęśliwego, beztroskiego dziecka. Nie odziedziczył po matce łagodnego spojrzenia, ani nawet po ojcu sprawiedliwego osądu. Z zimną krwią potrafi zabić, kochać na zabój, bo mimo, że wydawać by się mogło, iż ludzkie uczucia są mu obce, potrafi kochać i robi to całym swoim czarnym jak smoła sercem. Jest cholernym egoistą, ale córka jest dla niego bardzo ważna, pierwszy raz zamordował dla niej... Zawsze był mściwy, nawet wtedy gdy siedział w lochu, knuł plany na przyszłość, bo przecież kiedyś będzie wolny, a zemsta się dokona. Cholernie inteligentny, ale nawet nie wie czy to u niego rodzinne, bo przecież los tak szybko pozbawił go rodziców, tak szybko rzucił na głęboka wodę, tak szybko sprawił, że musiał dorosnąć. Chociaż momentami wydawać się może, że ma w sobie coś z małego chłopca, nie pozwala ruszać swoich zabawek, jest uparty jak osioł i zawsze musi postawić na swoim, to stoi obiema nogami twardo na ziemi, nadaje się na głowę rodziny. Jest oparciem dla swej żony, skrzywionym, popapranym emocjonalnie, ale przecież jej nie zrobiłby krzywdy. Nie pozwoliłby nikomu jej skrzywdzić, chociaż sam sprawia ból, jest tyranem, łotrem, aniołem śmierci, niesprawiedliwym, wiedzionym własnym widzimisię. Nikomu nie dał się do końca poznać, jest jak owiana tajemnicą postać w czarnym całunie, która zasiada w kącie i skrywa twarz pod kapturem. Ω ukończył medycynę ze specjalizacją z psychiatrii, doskonale zna ludzką anatomię, jednak w zawodzie długo nie pracował, jest właścicielem kliniki psychiatrycznej Ω ma powiązania z przestępczym półświatkiem, chociaż chyba nikt do końca nie wie jakie, jest specjalistą od wszelkich umów, uwielbia składać propozycje nie do odrzucenia Ω "szczęśliwie" żonaty, ma słabość do swojej pięknej małżonki, ale ją zdradza, z młodszymi Ω numerem jeden jest dla niego córka, dla której gotowy jest zrobić wszystko, dosłownie, nawet zabić Ω śnią mu się koszmary, w których widzi krew na swoich rękach, trzyma ostrze z wygrawerowanym jakimś rozmytym napisem, bądź siedzi w lochu, ma też wiele snów, w których widzi swoją córeczkę, kiedy układał ją do snu, czytał jej bajki, spacerował z nią po lesie, czasami w jego snach pojawia się jego żona, bądź obca kobieta, wydaje mu się, że jej nie zna, ale jej twarz wygląda tak znajomo... Ω miewa zawroty głowy, którym towarzyszy dźwięk jakby bijącego serca, ale nie jest to jego własny organ, gdyż te hałasy się nie synchronizują, wtedy ma wrażenie jakby biły w nim dwa serca Ω czasami utyka na prawą nogę, podpiera się wtedy mahoniową laską ze srebrnym wykończeniem w kształcie głowy węża, owy ból spowodowany jest wypadkiem na motocyklu, a przynajmniej tak mu się wydaje Ω ma dużo mrocznych sekretów... |
Rozdził I, dziecięctwo.
Strach jest wytworem wyobraźni. To kara, cena, jaką płaci się za wyobraźnię.
Matka Lucifera wydała go w bólach na świat pewnego upalnego wieczora, urodził się jako jedyne dziecko Isabelli i Aldo Wardów, którzy mieli włoskie korzenie. Matka pokochała go od pierwszego wejrzenia, również ojciec był niesamowicie dumny ze swego pierworodnego, jego modlitwy zostały wysłuchane, żona urodziła mu syna. Mimo, że nazwisko Ward kojarzyło się z szemranymi interesami mały Lucifer był szczęśliwym dzieckiem, do czasu...
Miał zaledwie sześć lat, gdy na jego oczach, w jego własnym domu jacyś ludzie w czarnych rękawiczkach, bestialsko skatowali i zamordowali mu matkę. Był dzieckiem, ukrył się w szafie, słyszał jej krzyk, ale strach go sparaliżował, nie mógł się ruszyć, dopiero, gdy krew przestała płynąć z jej karminowych ust, uklęknął przy niej w szkarłatnej kałuży, długie godziny płakał na marmurowej posadzce, długo ściskał jej zimną dłoń w maleńkiej rączce, zanim znalazł go ojciec. Chłopiec nie mógł sobie z tym poradzić, wylądował w szpitalu, kiedy po roku stwierdzili, że jest zdrowy, że koszmary wreszcie ustały, że już nie budzi się w nocy z płaczem, że nie wspomina matki, wypuścili go do domu, ale to był błąd. To nie on potrzebował leczenia, bo mimo, że bardzo przeżył utratę swej rodzicielki, chciał żyć, miał całe życie przed sobą. Po miesiącu pobytu w domu, kiedy wrócił z ogrodu trzymając pod pachą piłkę, pobiegł na górę krętymi schodami do gabinetu ojca, otworzył drzwi i zamarł w przerażeniu, nie krzyczał, nie potrafił. Jego tatuś siedział za biurkiem, w jego piersi, gdzie niegdyś było serce zobaczył dziurę, na mahoniowym blacie pistolet. Nie płakał, wiedział, że teraz ojciec dołączył do matki, że są razem szczęśliwi w niebie, tylko trochę miał im za złe, że zostawili go samego...
Rozdział II, dojrzewanie.
Pożądanie nie zaczyna się od rzeczy wyimaginowanych. Pożądanie jest grzechem bardzo konkretnym – zaczynamy pożądać tego, co możemy dotknąć, zaczynamy pożądać tego, co widzimy na co dzień.
Po śmierci rodziców Lucifer trafił do wuja, był to jego jedyny krewny, brat ojca, tak do niego podobny, przyjął go z otwartymi ramionami, pokochał jak syna. Jego żoną była skośnooka piękność, dama z dalekiego wschodu, starała się być mu matką, całowała w czoło na dobranoc, witała uśmiechem jaśniejszym niż słońce, ale nie była nią, była kimś więcej. Długo ukrywał przed światem swe uczucia, długo grzecznie odwracał wzrok, gdy składała pocałunek na ustach jego wuja. Aż któregoś wieczora, gdy weszła do jego sypialni, to on całował jej wąskie usta i nie był to pocałunek syna. Uciekła wtedy speszona, ale o niczym nie wspomniała swemu małżonkowi, dając mu tym samym nadzieję. Miał zaledwie szesnaście lat, była pierwszą kobietą, którą pokochał w ten sposób, pierwszą, której jedno spojrzenie wystarczyło by jego serce zaczęło śpiewać w duecie z nocnym cykaniem świerszczy. Tym razem nie odwracał spojrzenia, gdy tonęła w ramionach jego wuja, patrzył, a jego spojrzenie było pełne zazdrości. Rok, okrągły rok spotkali się potajemnie, ale w końcu wuj się dowiedział, był wściekły, traktował go jak syna, a ten syn go zdradził rozkochując w sobie jego żonę. Lucifer wylądował na ulicy, dzięki pomocy ciotki znalazł schronienie w domu podstarzałej wielbicielki kotów, miała odejść od jego wuja, razem postanowili ułożyć sobie życie na nowo, ale kiedy przyszła go odwiedzić pod makijażem skrywała siniaki. Przy kolejnej wizycie było jeszcze gorzej, na bladych nadgarstkach pod szerokimi bransoletami starała się ukryć zaczerwienioną jeszcze skórę, chciał ją zatrzymać na siłę. Obiecała, że pojawi się następnego dnia, nie przyszła, Lucifer dowiedział się, że nie mogła wyjść z domu o własnych siłach. Jej mąż, ślepo w niej zakochany naiwny głupiec bił ją, aż straciła przytomność.
Tydzień później kiedy weszła do sypialni swego małżonka znalazła go w łóżku martwego, Lucifer siedział w swoim mieszkaniu, liczył pieniądze, które wyciągnął z szuflady biurka swojego wuja. Anioł śmierci, to on przyniósł mu sen wieczny, to on bez mrugnięcia powieki patrzył jak jego krewny nie może złapać oddechu, jak wymachuje rękami starając się go odepchnąć, nie zawahał się, nie przestał, nie potrafił mu wybaczyć.
Rozdział III, geneza piekła.
Jeśli na pierwszy rzut oka ktoś wyda ci się nieciekawy, zajrzyj do jego wnętrza.
Lucifer zawsze był zdolny, wuj zadbał o jego wykształcenie, mówił płynnie po włosku, francusku, angielsku i japońsku, dzięki pieniądzom, które ukradł, bo innego słowa nie można tu użyć, mógł sobie pozwolić na wynajęcie skromnego pokoju na uboczach miasta. Był zawzięty, ukończył naukę i dostał się na studia, na medycynę, był najlepszy na roku, dużo ćwiczył zarywając noce, załapał się dorywczo do pracy w kostnicy. Zapach formaliny towarzyszył mu na co dzień, unikał ludzi, wolał własne towarzystwo, wolał zatrzymać swe sekrety dla siebie, pod maską samotnika ukrywać swe grzechy. Na swój sposób miał poukładane życie, dzień w dzień o tej samej godzinie zamykał za sobą drzwi kostnicy, dzień w dzień wbijał skalpel w bladą skórę nieboszczyków, aż któregoś dnia to wszystko co przez lata uporządkował runęło niczym domek z kart, któregoś dnia w jego życie znów wkradł się chaos, w jego mieszkaniu na strychu pojawiła się jego ciotka. Miała zmierzwione, potargane przez wiatr włosy, skórzaną kurtkę i kask pod pachą, pachniała wiatrem, a w jej oczach widać było tęsknotę. Wreszcie go znalazła, nie poszedł tej nocy do kostnicy, kochali się namiętnie, a po wszystkim ona zasnęła w jego ramionach, była teraz cała jego.
Byli ze sobą szczęśliwi, on nie widział poza nią świata, ona pokochała go całym sercem. W dzień studiował książki, wieczorami grzebał we wnętrznościach nieboszczyków, a nocami poznawał jej ciało, kawałek po kawałku. Ale szczęście nie było wpisane w jego życiorys, kiedy wrócił, któregoś dnia o świcie do mieszkania, siedziała w fotelu, w dłoni ściskała list, który do niej napisał zaraz po tym jak zamordował wuja, nie wysłał go, przepraszał w nim za to, że go zabił, wyjaśniał, że zrobił to dla niej. Nie pamiętał nawet, że spoczywał głęboko w szufladzie, nie pamiętał, że go w ogóle napisał, w jej oczach widział ból i lęk, jego ukochana już wtedy miała go za potwora. Odeszła wraz z pierwszymi promieniami słońca.
Rozdział IV, eskalacja piekielnych czeluści.
Nic nie czyni człowieka bardziej bezbronnym niż samotność, może tylko chciwość.
Lucifer skończył studia, ze specjalizacją z psychiatrii, w jego sercu wciąż pozostawała pusta dziura, zapełniła ją dopiero pewna dziewczynka. Znalazł ją pod drzwiami, w liście jego ukochana wyjąśniła, że to jego córka i że musi się nią zaopiekować, dziewczynce wmawiał, że jej matka umarła kiedy była malutka, ale tak naprawdę sam nie wie co się z nią stało. Jackie była promyczkiem słońca w tym jego szarym, popsutym życiu. Miał tylko ją, był samotnikiem, odszczepieńcem. Obudziła się w nim bestia, mordował, bo to potrafił najlepiej, radość sprawiało mu opadające na posadzkę martwe ciało. Broń palna nie miała przed nim tajemnic, jednak preferował broń białą, najlepiej czuł się ze skalpelem w dłoni. Był lekarzem, lekarzem zbrodni, kroił na kawałeczki martwe ciała, ale nie potrafił poskładać swojego..
Rozdział V, korpuskuła szczęścia.
Jeśli poczujesz, że zakwita w tobie ból, kwiat nagle stanie się ulgą.
Jackie dorosła, poszła własnym torem, on był już po czterdziestce, coraz mniej bawił go ludzki ból, coraz bardziej brzydził zapach krwi, postanowił odejść, przestał przyjmować pacjentów, za to zakład psychiatryczny stał się jego własnością. Po miesiącu uspokajania ducha, odganiania swych diabłów poznał ją. Była od niego dużo młodsza. Miała na imię Olivia, czarne jak węgiel włosy sięgały jej do pasa, a oczy miała blade, niebieskie, była niesamowicie urodziwa i tak bardzo przypominała mu ciotkę. Pokochał ją, a ona oddała mu swe serce wypełniając pustkę w jego. Pojął ją za żonę, może tym razem Lucifer Ward doczeka się szczęśliwego zakończenia...
zabija z zimną krwią,
potrafi posługiwać się po mistrzowsku bronią białą, zresztą nie tylko,
nawiedzają go sny, w których ma krew na rękach,
uwielbia wszelkiej maści umowy, oraz propozycje nie do odrzucenia,
śni mu się pewna kobieta, która wydaje mu się bliska, ale jej nie zna
Dziecięctwo Rumpelsztyka nie było niczym specjalnym, jego rodzice go porzucili, a on szybko musiał nauczyć się samodzielności... Wszystko zmieniło się dopiero, gdy poznał opowieść o pewnym Mrocznym Rycerzu, a właściwie o jego władzy, sile i potędze, którą dawała mu broń, sztylet. Znalazła go i zabił, ale szybko okazało się, że magia ma swoją cenę, a władza i potęga to nie to o czym marzył, stał się zły. Wykorzystując swe zdolności został mistrzem nawiązywania umów, coś za coś, bo przecież każdy wie, że wszystko ma jakąś cenę. Pomógł córce młynarza, która oddała mu swe serce i to dosłownie. Przeklął dziecko pewnej królewskiej pary, bo wydawało mu się to niesamowicie zabawne. Czarował, mącił i zawierał umowy przez lata, wieki, bo przecież był nieśmiertelny, miał wszystko, ale czegoś mu brakowało, w jego sercu była tylko pustka. Któregoś dnia o pomoc poprosili go król i królowa, zapragnęli dziecka, a on im je dał, na świat przyszła Śnieżka, jej matka umarła w połogu, a ojciec pokochał ją całym sercem, ale nie tylko on, od pierwszego wejrzenia zakochał się też w niej Rumpelstiltskin, zabił króla, przy pomocy czarów skradł jego tożsamość, stał się władcą i ojcem dziewczynki. Lata mijały Śnieżka dorastała, Mroczny jakby zapadł się pod ziemię, wtedy w życiu Rumpelsztyka pojawiła się Zła Królowa, zawróciła mu w głowie, została jego żoną i kiedy bajka była na dobrej drodze do szczęśliwego zakończenia, dla niego, odkryła jego tajemnicę. Rumpelstiltskin uciekł, powrócił Mroczny, Śnieżka obwinia za śmierć ojca swoją macochę nie wiedząc, że tak naprawdę mordercą jest mężczyzna, którego od dziecka uważała za swego tatę... Lata mijały, a któregoś dnia Mroczny został przechytrzony, zamknięty w lochu, to właśnie tam przebywał, kiedy została rzucona klątwa.
|
|